Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niema legenda PRL-u. Bajkowa willa z ul. Krakowskiej przed sądem

Bohdan Dmochowski
Willa na Krakowskiej według Wacława Kondka.
Willa na Krakowskiej według Wacława Kondka. Bohdan Dmochowski
Tytuł jest trochę mylący, bo ani za siedmioma górami, ani za siedmioma lasami, lecz przy ul. Krakowskiej w Łodzi stoi legenda PRL-u: najsłynniejsza w latach 1967 – 1980 willa w Polsce.

– Cudo! Bajka! Hollywood! – wzdychały wtedy wycieczki ze Śląska, Białegostoku, Rzgowa i Piotrkowa. Od zachwytów drżało powietrze i ogrodzenie, które postawił pan K. – amator plastyk, budowniczy i właściciel obleganego obiektu w jednej osobie.

Ameryka na „Meyerce”
W tej części Łodzi, zwanej przez najstarszych mieszkańców Meyerką, prawdziwym klejnotem jest stylowa drewniana rezydencja z lat 1900 – 1903, ale do dziś ów szacowny zabytek przegrywa popularnością z legendarną willą bogato zdobioną wieżyczkami, balustradkami i ogrodowymi figurkami.
Ryszard Bonisławski, dziś senator, a od zawsze chodząca encyklopedia dawnej Łodzi, zapewnia, że gdy turystów oprowadzał po Łodzi, nigdy nie zapuszczał się z nimi w okolicę amerykańskiej willi – bo taka nazwa przylgnęła do sadyby pana K.
– Pokazywałem moim gościom piękną łódzką secesję, a willa na Krakowskiej była po prostu inna niż ówczesne budownictwo jednorodzinne, zresztą nie tylko w Łodzi – wspomina. – Stąd te wycieczki z odległych nawet miejscowości, które na życzenie ich organizatorów miały w programie zwiedzanie miasta razem z willą na Krakowskiej.
Pamięta te dzikie tłumy sąsiad rodziny K.:
– Ludzie walili tu jakby ktoś miał dolary rozrzucać – robi ręką wymowny gest. – Ci państwo K. bali się podejść do okien i nikogo nie wpuszczali za furtkę. Gdy odchodziła ostatnia wycieczka, nadciągali chuligani, czepiali się parkanu i wykrzykiwali obraźliwe słowa. Kiedy doszło w domu państwa K. do strasznej tragedii, bo utopiła się w wannie młoda dziewczyna, łobuzeria tego ich bólu też nie uszanowała i wisiała na płocie jak małpy jakieś...

Innym razem...
Wspomnienia z lat, gdy willa przypominała obleganą twierdzę, są w rodzinie K. wciąż żywe. Spotkany przy bramie willi Bartosz K. ogranicza się do obietnicy, że zgodzi się na rozmowę, gdy zaakceptują ją pozostali domownicy. – Może później, innym razem... ostatecznie grzecznie odmówił.
Przyczyna tkwi w dalekiej przeszłości. Kiedy w obawie przed zadeptaniem pan K. odgrodził się od reszty świata płotem, wzmogła się ciekawość. A że ciekawość od zawiści dzieli tylko zapałka, więc tłum zaczął pytać o życiorys i portfel właściciela domu i sam sobie odpowiadać na te pytania. Powstała plotka o bajecznym amerykańskim spadku, która jak każda plotka oblepiła Łódź, jak pierze z rozdartej poduszki.

Wyrok za cudowną willę
Pan K. postanowił przetrwać burzę wokół swej osoby w milczeniu, ale nie wytrzymał, gdy sąsiad podrzucił mu felieton o nim i willi autorstwa łódzkiego plastyka Wacława Kondka. Oto próbka:
„Na Polesiu, zaraz za ZOO (...) znajduje się rzecz, że drugiej takiej nie znajdziesz. To cudowna willa biało-błękitno-różowiutka i zieloniutka z bieluteńkimi balustradkami (...) z maskaronem i kolorowymi kulami. (...) Aha! – jeszcze na ścianach budynków gospodarczych widzimy Góry Skaliste, pokryte lasami”.
Autor zahaczył też o jakiś amerykański spadek.
Plastyk amator i twórca willi pozwał autora felietonu do sądu. Sąd uznał, że felieton miał charakter publicznego wyszydzenia i skazał Wacława Kondka na karę dwóch miesięcy aresztu z zawieszeniem na dwa lata. Ale sprawa nie przyschła, bo w łódzkim Klubie Plastyka zawisły prace Wiesława Kondka o tematyce – cudowa willa.

Przeprosiny przyjęte
Wacław Kondek, twórca wszechstronnie utalentowany, zmarł w 1976 roku. Już po jego śmierci do drzwi wdowy Marii Kondek zapukał niespodziewany gość.
– To był posłaniec od tego pana od willi i procesu – wspomina pani Maria. – Przyniósł mi kosz kwiatów z przeprosinami i paczkę. Przeprosiny przyjęłam, ale paczkę odrzuciłam, choć mi się nie przelewało. Właściciela willi chyba gryzło sumienie, że z tym sądem wyskoczył. Bo Wacek bardzo się procesem przejął, podupadł momentalnie na zdrowiu i wkrótce zmarł. A opisał felietonowo i zobrazował tę willę jak wiele innych rzeczy, które go zafascynowały. On nie szydził, on po prostu koło niej przechodził i zapragnął namalować ją w swym baśniowym stylu. I tyle...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany