Wydział uratuje łódzki sport?

W drugim półroczu Widzew ma dostać 250 tysięcy złotych mniej niż w pierwszym, a ŁKS wcale. To tak, jakby słynną już w całej Europie przebudowę centrum miasta zwaną łódzkim korkociągiem bez ładu, składu i granic, robić po to, żeby za iks lat po nowiutkiej estakadzie przemykał jeden samochód na godzinę.

Jeszcze raz powiedzmy, że wydział sportu nie powinien niszczyć tylko promować łódzki sport czyli np. szukać sposobów na przyciągnięcie ludzi biznesu do poszczególnych klubów i dyscyplin. Dzieleniem w beznadziejny sposób pieniędzy na kluby i dyscypliny w wolnym czasie mogę zająć się ja - za darmo i bez tabunu urzędników u boku.

Podział żebraczej kasy dla łódzkich klubów wydaje się jednak przesądzony. W tej sytuacji pierwszym testem dla nowego
dyrektora wydziału będzie to, czy potrafi doprowadzić do współpracy dwóch zwaśnionych(?) klubów rugby, mających w nazwie Budowlani. Inaczej ligowcy stracą punkty i kasę, a szkolone za łódzkie pieniądze zdolne dzieciaki trafią do mocarzy z Wybrzeża. Szybko okaże się, czy z nowym dyrektorem mamy wiązać wielkie nadzieje czy będą to kolejne stracone złudzenia.