MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wybory 4 czerwca 1989 roku wspomina Jerzy Kropiwnicki: "Szczęka mi opadła..."

md
"Nie miałem zamiaru brać udziału w tych wyborach, bo wątpiłem w ich autentyczność" - wspomina wybory parlamentarne z 4 czerwca 1989 roku Jerzy Kropiwnicki
"Nie miałem zamiaru brać udziału w tych wyborach, bo wątpiłem w ich autentyczność" - wspomina wybory parlamentarne z 4 czerwca 1989 roku Jerzy Kropiwnicki archiwum DŁ
"Nie miałem zamiaru brać udziału w tych wyborach, bo wątpiłem w ich autentyczność" - wspomina wybory parlamentarne z 4 czerwca 1989 roku Jerzy Kropiwnicki, opozycjonista w PRL, potem m.in. czterokrotny minister i dwukrotny prezydent Łodzi w latach 2002-10.

Dwa wymiary dnia 4 czerwca

Dla Jerzego Kropiwnickiego 4 czerwca ma dwa wymiary: pierwszy to właśnie "półwolne" wybory do Sejmu i Senatu z 1989 r., drugi to odwołanie rządu Jana Olszewskiego, w którym łodzianin był ministrem pracy i polityki socjalnej, dokładnie trzy lata później. Przed rokiem Kropiwnicki wybory 4 czerwca wspominał tak:

Nie miałem zamiaru brać udziału w tych wyborach. Wątpiłem w ich autentyczność. Nie od razu uświadomiłem sobie, że mają one charakter referendum w stosunku do PRL. Zostałem „wrobiony” w zaangażowanie przez zaprzyjaźnionego wówczas mec. Karola Głogowskiego, który reprezentował mnie przed Sądem Pracy w walce o powrót do pracy na Uniwersytecie Łódzkim. Podziwiałem przy tym sprawność jego myślenia o polityce i interpretacje słów i działań. Z mediów dowiedziałem się, że postanowił kandydować do Senatu i że mnie ustanowił swoim pełnomocnikiem. Nie potrafiłem tego zdezawuować. Wyznaczyłem jednak granice współpracy – odmówiłem podania ręki Andrzejowi Mazurowi, który już zaczął organizować Biuro wyborcze Głogowskiego – po tym afroncie zrezygnował z współpracy. Sądzę, że przypuszczał, iż wiem o jego wieloletniej współpracy z SB. Głogowski wybory przegrał, a ja „wygasiłem” kontakty z nim po tym, jak zasłynął w mediach „arcydemokratycznym gestem” wymiany poparcia z oficerem MO startującym z poparciem PZPR. Ucieszyłem się, oczywiście, że do Sejmu zostali wybrani zaprzyjaźnieni wówczas ze mną Andrzej Kern, Stefan Niesiołowski i Maria Dmochowska z „Solidarności” oraz Bohdan Osiński startujący z listy SD wbrew władzom centralnym tej „przystawki PZPRu”. Szczęka mi opadła, gdy okazało się, że odrzucona w głosowaniu „Lista Krajowa” stała się powodem do zmiany Ordynacji Wyborczej w trakcie trwania wyborów!

"Komunie dokopano, ale zaraz potem przyszło rozczarowanie..."

Po 25 latach od wyborów, w wywiadzie z Dziennikiem Łódzkim, Jerzy Kropiwnicki również przekazał kilka ciekawych obserwacji, choćby porównanie z odbywającymi się w 2014 r. wyborami do Parlamentu Europejskiego. Oto fragment tego wywiadu.

Jak Pan zapamiętał dzień ogłoszenia wyników wyborów z 4 czerwca 1989 roku?
Jako dzień satysfakcji, że komunie dokopano, ale zaraz potem przyszło rozczarowanie, bo okazało się, że rozpoczęto jakieś tajne negocjacje, które za chwilę zaowocowały przywróceniem czegoś na kształt możliwości wybrania komuny odrzuconej na tzw. liście państwowej...

Chodzi o zmianę ordynacji wyborczej?
I to w trakcie trwania wyborów... To był chyba rekord świata. Bardzo mnie to zaniepokoiło, bo w tym momencie zacząłem mieć wątpliwości, co tak naprawdę się dzieje. Potem jeszcze nadeszła szeptana wiadomość, że uzgodniono, iż na prezydenta ma zostać wybrany Wojciech Jaruzelski. Zatem już w ogóle zaczęło to wyglądać jak pewien rodzaj kolejnego otwarcia z koncesjonowanym udziałem części opozycji.

Nie obawiał się Pan, że te wybory zostaną sfałszowane?
Nie tak bardzo, dlatego że wyglądało na to, że jest aż nadto wielu obserwatorów tego, co się dzieje. W przeciwieństwie oczywiście do ostatnich wyborów (do Parlamentu Europejskiego - red.), które pod tym względem mnie rozczarowały. Wszedłem do lokalu u zbiegu ulic POW i Jaracza, w którym zwykle głosuję, a tam poza trzyosobowym składem komisji nie było nikogo więcej, a miejsca tzw. mężów zaufania były puste. W tych wyborach z 1989 roku nadzór ze strony społecznej był pełny.

Dlaczego Pan wówczas nie wystartował na posła lub senatora?
Z jednej strony ten proces, który się wówczas dokonywał, musiał wzbudzać satysfakcję, ale z drugiej strony trudno było mi się pogodzić z takim przekonaniem, że demokrację można dzielić na kawałki. "Częściowo demokratyczne wybory" to było dla mnie mało zrozumiałe. Poza tym nadal wtedy uważałem się za działacza związkowego i manifestowałem niechęć łączenia biernego uczestnictwa w wyborach z działalnością związkową.

Ale przecież związkowcy w tych wyborach też startowali i zdobyli mandaty...
Z tym, że ja byłem wtedy jednym z przywódców tej twardej związkowej frakcji, która była w NSZZ "Solidarność", tzw. Grupie Roboczej Komisji Krajowej. Członkowie tej frakcji nie startowali w tamtym czasie w żadnych wyborach. Myśmy akcentowali rozróżnienie między komitetami Solidarności a związkiem zawodowym.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Koniec sprawy Assange'a. Ugoda z USA zapewnia mu wolność

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wybory 4 czerwca 1989 roku wspomina Jerzy Kropiwnicki: "Szczęka mi opadła..." - Dziennik Łódzki

Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany