Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pierwsza w Łodzi kawiarenka, do której możesz przyjść z kotem lub psem ZDJĘCIA

Liliana Bogusiak-Jóźwiak
Liliana Bogusiak-Jóźwiak
Pani Agnieszka w starej parterowej kamienicy przy ul. Gdańskiej stworzyła niezwykłe miejsce, klimatyczną kawiarnię z wnętrzami stylizowanymi na dziewiętnastowieczne, do której można przyjść z kotem lub psem. I aby nie być gołosłowną do pracy przychodzi z Larrym, 7-letnim olbrzymim kocurem i z Sisi, 3-letnią shitzu. To pierwsza taka kawiarnia w Łodzi.

- Brakowało mi miejsca, do którego mogłabym wejść będąc na spacerze z moimi pupilami i napić się kawki. Pomyślałam, że skoro ja mam taki problem, to pewnie niejeden zwierzo lub też - wspomina.

Do Kafe Kicia zaglądają póki co częściej opiekunowie z psami niż kotami. Gdy pan lub pani pije kawę i zagłębia łyżeczkę w puszystym torcie, jego pupil raczy się wodą z miseczki. I zachowuje tak, jak w eleganckim miejscu przystało.

115 lat historii
Kawiarnia mieści się w kamienicy z 1904 r, przy ul. Gdańskiej, blisko Manufaktury. Gdy przekroczy się próg kawiarni od razu robi się cieplej na sercu. Przytłumione światło, drewniane meble, wygodne fotele, puszyste poduszki i mnóstwo rękodzieła. W tych wnętrzach świetnie odnajduje się też Larry. Ma swój fotel i lepiej, aby inny czworonożny gość do niego nie podchodził.

Larry to osobna historia. Kot podróżnik, który ma za sobą niejedną autokarową podróż do Włoch. Do kawiarni przychodzi w puszorku, obserwuje gości z fotela, niekiedy nawet pozwala się klientom pogłaskać. Dla wielu odwiedzających stał się już symbolem tego miejsca. Gdy nie przyjedzie ze swoja panią do pracy stali bywalcy martwią się, czy przypadkiem kocurkowi coś złego się nie stało.

Czworonożne też dobrze się tu czują
Jedną z pierwszych klientek Kafe Kicia była Agnieszka Strzałka (na zdjęciu z pieskami). Wpadła na chwilę z 10-letnią Lili i 12-letnią Pusią, kundelkami w typie shitzu. Spodobało się jej to miejsce i chętnie do niego wraca.

- Czuję się tu jak u siebie - mówi młoda kobieta. - Częściej zamawiam herbatę niż kawę, a do tego ciasto. I mogłabym tak siedzieć godzinami, gdyby nie obowiązki.

Inni klienci, którzy przychodzą tu z czworonogami, też chwalą sobie to miejsce.

- Tylko raz zdarzyło mi się, że na kawusię przyszedł pan z pieskiem i po kwadransie opuścił kawiarnię - wspomina właścicielka. - Ale piesek był młodziutki, rozsadzała go energia i nie mógł usiedzieć w jednym miejscu. Pan aż się zmęczył uspokajając młodziaka, w końcu nie pozostało mu nic innego jak zabrać go na spacer do parku.

Zdjęcie w witrynie
Klienci mają w kawiarni swoje ulubione miejsce, przy dużym oknie, na kanapie z poduszką w kształcie różowego flaminga. Od ulicy to miejsce też robi wrażenie. Nie raz, nie dwa, zdarzyło się, że ktoś przechodząc ulicą zajrzał prze okno do środka i wszedł, aby strzelić sobie fotkę na „fejsa”.

- Nasi klienci cenią sobie kameralność tego miejsca - dodaje pani Agnieszka. - Jest tu spokojniej niż w kawiarniach, gdzie często hałas nie pozwala usłyszeć ani rozmówcy ani własnych myśli.

Klienci bardzo często wdają się w pogawędki z panią Agnieszką. Przyczynkiem są zwykle wystawione na regałach prace rękodzielniczek, plecaki, biżuteria z wizerunkiem kota czy podstawki pod szklanki.

- Gdy podziwiają rękodzieło zawsze w rozmowie wyjdzie, że kiedyś sami też próbowali coś takiego stworzyć. Wiedzą jak trzeba się przy tym napracować i potrafią docenić wysiłek innych - opowiada.

Czasami zdarzają się historie niezwykłe. W jeden z ostatnich słonecznych dni lata, gdy pani Agnieszka siedziała na krześle przed wejściem, zajrzała do środka przechodząca ulicą kobieta. Skompletowała wystrój, a po chwili zaniemówiła z wrażenia. „O Boże, to moje stoły” - wyartykułowała po odzyskaniu głosu.

Stoły pani Agnieszka kupiła w antykwariacie, więc zaciekawiona spytała, skąd ta pewność, że to właśnie te. Okazało się, że zostały zrobione na zamówienie do kultowej przed laty kawiarni Pożegnanie z Afryką.

Innym razem do lokalu przyszła elegancka pani w towarzystwie Włocha. Pani Agnieszka zaczęła rozmawiać z parą klientów i obcokrajowiec pochwalił się, że niedawno otworzył restaurację. Ku ogromnemu zaskoczeniu pani Agnieszki ofiarował jej... lodówkę na ciasta, bo sam takiej nie używał.

- Bardzo miłe są takie wizyty i dla takich chwil warto prowadzić kawiarnię - wzrusza się pani Agnieszka.

Był mięsny, jest kawiarnia
Klienci, którzy podziwiają wystrój lokalu, nie mogą uwierzyć, że jeszcze nie tak dawno temu, w tym miejscu był sklep mięsny. Żółte ściany, stare kafelki i jarzeniówki - relikty PRL-u. Po wyburzeniu ścian pani Agnieszka urządziła wnętrza wedle własnego projektu. Regały, witrynki, kanapy i boazerię wykonał jej syn. Tak mu się ta praca udała, choć nie jest stolarzem, że co rusz klienci pytają, gdzie można znaleźć tak utalentowanego fachowca.

- Zależało nam, aby przywrócić stare elementy wystroju, jak ta witrynka przy wejściu i oryginalna zielona roleta - pokazuje pani Agnieszka. W kawiarni brakuje jej tylko kominka. I gotówki na kominek. Ale ma pomysły na to, jak ją zebrać.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany