Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Głaskanie lwa, karmienie wielbłąda. Zwiedzający łódzkie zoo od dawna męczą zwierzęta. Wtargnięcie do wybiegu niedźwiedzi to jeszcze nic!

Matylda Witkowska
Matylda Witkowska
Wtargnięcie na wybieg dla niedźwiedzi w Orientarium to w zasadzie drobiazg. Zwiedzający wpadają na najróżniejsze pomysły, niektóre kończą się tragicznie. Były już zdjęcia z sępem, głaskanie lwa i wciskanie pieniędzy małpkom. Najgorzej jest w weekendy i święta, gdy przetacza się tłum żądnych rozrywki ludzi. Często przypadkowych.Na zdjęciu: tłum w Orientarium (zdjęcie ilustracyjne)
Wtargnięcie na wybieg dla niedźwiedzi w Orientarium to w zasadzie drobiazg. Zwiedzający wpadają na najróżniejsze pomysły, niektóre kończą się tragicznie. Były już zdjęcia z sępem, głaskanie lwa i wciskanie pieniędzy małpkom. Najgorzej jest w weekendy i święta, gdy przetacza się tłum żądnych rozrywki ludzi. Często przypadkowych.Na zdjęciu: tłum w Orientarium (zdjęcie ilustracyjne) Krzysztof Szymczak
Wtargnięcie na wybieg dla niedźwiedzi w Orientarium to w zasadzie drobiazg. Zwiedzający wpadają na najróżniejsze pomysły, niektóre kończą się tragicznie. Były już zdjęcia z sępem, głaskanie lwa i wciskanie pieniędzy małpkom. Najgorzej jest w weekendy i święta, gdy przetacza się tłum żądnych rozrywki ludzi. Często przypadkowych.

Kobieta wtargnęła na wybieg dla niedźwiedzi w łódzkim zoo. Co się stało

Historię „kobiety od niedźwiedzi” poznali w ostatni weekend w Łodzi chyba wszyscy. 28-latka w piątek około godz. 15 zwiedzała Orientarium w łódzkim zoo. W pewnym momencie wiatr wyrwał jej z rąk notatki i wrzucił na zewnętrzny wybieg dla niedźwiedzi malajskich. Kobieta postanowiła je odzyskać. Rozejrzała się, zobaczyła, że w pobliżu nie ma niedźwiedzi, przeszła przez murek okalający wybieg i zsunęła się w dół do fosy okalającej wybieg. Po drodze poraniła się o elektrycznego pastucha, a w końcu zmoczyła w głębokiej na 1,5 metra fosie wypełnionej wodą.

Cały wybryk kobiety nagrały kamery monitoringu. Na pomoc ruszyli ochroniarze zoo, którzy pomogli ofierze wydostać się z wybiegu. Na miejsce wezwano karetkę. Poraniona i mokra kobieta została zawieziona do szpitala im. WAM w Łodzi w stanie określonym przez medyków jako „niezagrażający życiu”.

Szczęśliwie w czasie zdarzenia niedźwiedzie malajskie były zamknięte wewnętrz Orientarium. Są to bowiem małe, ale bardzo groźne zwierzęta. Tylko w indyjskim stanie Mizoram w ciągu pierwszych 10 lat tego stulecia zabiły 33 osoby. Ich obrażenia były paskudne, niedźwiedzie atakowały bowiem oczy, nosy, szyje, a także ręce i nogi ofiar.

Opinia publiczna nie dowiedziała się, co tak cennego znajdowało się w notatkach. Wiadomo natomiast, że zoo postanowiło kobiety nie karać. Jak wyjaśniła rzeczniczka ogrodu Paulina Klimas-Stasiak, kobieta podczas zdarzenia wystarczająco się już nacierpiała.

- Niech ta sytuacja będzie nauczką dla niej i dla innych, że nie można wchodzić na wybiegi zwierząt - mówi Klimas-Stasiak.

Jednak jest mało prawdopodobne, żeby przykład podziałał odstraszająco. Zwiedzający zoo regularnie naruszają spokój i dobrostan zwierząt. Najgłośniejsze wybryki trafiają do mediów.

Zdjęcie z sępem i karmienie wielbłąda

Tak było na przykład w historii z sępem. Dziewięć lat temu udostępniono otwartą wolierę z sępami płowymi, w której ptaki nie są oddzielone od zwiedzających kratą lub szybą. Takie rozwiązania stosowano z sukcesem w wielu ogrodach w Europie. Jednak w Łodzi nie wszyscy umieli się zachować. Jeden z rodziców posadził obok groźnego sępa dwulatka i kazał mu pozować do zdjęcia. A zaledwie rok po otwarciu jedna z samic zaatakowała i poraniła zwiedzających. Ofiarami była para w średnim wieku, oraz dziadek z wnuczką. Przegląd monitoringu wyjaśnił, dlaczego ptak nagle zaatakował. Tuż przed ich wizytą inny zwiedzający zbliżył się zbytnio do sępów i zaczął je straszyć. Na dodatek był to okres lęgu, a ptaki były zdenerwowane, bo z ich jaj nic się nie wykluło. Po tym incydencie ograniczono odwiedziny u sępów tylko do wybranych godzin pod nadzorem pracownika zoo.

Był też problem z miłośniczką wielbłądów. Stary wybieg dla tych zwierząt był tak zbudowany, że bez wielkiego wysiłku można było do zwierząt podejść. Zrobiła tak jedna ze zwiedzających, po czym wyciągnęła z torby bułkę i próbowała podać do pyska wielbłądowi. Personel zareagował od razu. Ale na pytanie „Co pani robi?” karmicielka odpowiedziała oburzona „Jak to co? Karmię wielbłąda!”

Drobnych naruszeń porządku i bezmyślnych zachowań gości jest w zoo sporo. Pracownicy zoo wiedzą, że najgorzej jest w weekendy, a już zwłaszcza gdy zoo wprowadza duże promocje. Wtedy w ogrodzie najwięcej jest osób przypadkowych. Gościom najczęściej zdarza im się dokarmianie zwierząt. Na przykład małpy kapucynki bywały już karmione chipsami, paluszkami i ciasteczkami. A chodzące swobodnie pawie tak się rozbestwiły dokarmianiem, że w poszukiwaniu jedzenia zaczęły wskakiwać na stoły w ogrodowych barach. Nie brakuje też osób, które mimo zakazu palą, a niedopałki wrzucają do zwierząt.

-Ludzie często nie zdają sobie sprawy, że robią coś złego – mówią pracownicy zoo.

Drażnią zwierzęta, zdjęcia wrzucają na Facebooka

Wprost przeciwnie, wielu z nich chwali się swoimi wybrykami w mediach społecznościowych. Tak jak na przykład mężczyzna, który próbował wręczyć małpkom banknot 10-złotowy. Część takich dokumentacji zoo publikowało w mediach społecznościowych ku przestrodze dla innych.

- Stawiamy duży nacisk na edukację społeczeństwa i widzimy, że takich zachowań jest coraz mniej -zapewnia Paulina Klimas-Stasiak. - W całym ogrodzie są tabliczki informacyjne, a nasi pracownicy dbają o to, by zwiedzający byli odpowiednio poinformowani. Przed wejściem do zoo i na mapkach znajduje się regulamin – wylicza.

Regulamin ma aż 17 zakazów m.in. wkładania rąk i nóg przez ogrodzenia, wchodzenia na wybiegi, sadzania dzieci na barierkach, karmienia zwierząt, jest nawet zakaz... wspinania się na drzewa. Pomagają też fosy, barierki i coraz częstsze zastępowanie krat grubymi szybami. To pozwala obserwować zwierzęta bez ich dotykania.

Paulina Klimas-Stasiak przy okazji incydentu na wybiegu dla niedźwiedzi zapewniała kilka dni temu, że wybiegi w łódzkim ZOO są dobrze zabezpieczone i spełniają europejskie standardy. Dodatkowo są informacje o zakazie wchodzenia na wybiegi. To jednak nie zwalnia ludzi od myślenia.

- Zwiedzający muszą jednak wykazać się wyobraźnią i nie wchodzić na wybiegi – podkreślała rzeczniczka.

Czasem jednak brakiem wyobraźni wykazują się sami pracownicy zoo. To stało się powodem wypadku z lwicą. Doszło do niego 15 lat temu podczas organizowanej na terenie zoo imprezy urodzinowej 9-latka. Jeden z opiekunów wprowadził chłopca za barierkę oddzielającą zwykłych zwiedzających od klatki z lwami i pozwolił mu... pogłaskać przez szerokie kraty leżącą na podłodze klatki lwicę. Zwierzę jednak uniosło się i łapą, która też zmieściła się między prętami, drasnęło 9-latka po twarzy. Rodzice byli pewni, że chłopiec straci oko, skończyło się jednak na 25 szwach założonych na twarzy i bliznach. Nieodpowiedzialny opiekun został zwolniony z pracy.

Zoo miało też problem z blogerem Maciejem Bielakiem, który w swoim wpisie skarżył się na nieprawidłowości w zoo i o brak profesjonalizmu opiekunów zwierząt. Zoo natomiast jemu zarzuciło nieprofesjonalizm, bo gdy sam pracował jako opiekun łamał zasady bhp, wchodził na wybieg gepardów i robił sobie z nimi zdjęcia. Nie mógł zaprzeczyć, bo fotki z gepardami zamieszczał w sieci.

Zwierzęta atakowali też włamywacze. Dramatem zakończył się nocny rajd wandali po zoo, do którego doszło dokładnie 10 lat temu. Chuligani przeszli w nocy przez ogrodzenie, niszczyli ławki, straszyli zwierzęta. Próbowali trafić koszem na śmieci w przebywające na wybiegu tygrysy. Wówczas w zoo monitoringu nie było, policję wezwano dopiero rano, gdy oprócz szkód znaleziono martwą żyrafę. Następnego dnia padła druga żyrafa. Powodem zgonu tych płochliwych zwierząt był stres wywołany przez chuliganów. Po tym zdarzeniu zoo dostało pieniądze na monitoring.

Kto stuka w szyby w Orientarium?

Wydawało się, że w nowoczesnym Orientarium ludzie będą przeszkadzać zwierzętom mniej. Przestronne wybiegi zostały zaaranżowane w bezpieczny sposób, a zwierzęta odgrodzone są od zwiedzających przezroczystymi taflami. Wyższe ceny biletów powinny odstraszać przypadkowych gości. Ale w majówkę pawilon odwiedzili obrońcy zwierząt ze szczecińskiej inicjatywy Basta. Swoje wrażenia opisali na profilu „Nie chodzę do zoo” na Facebooku. Ich zdaniem z 10 tys. gości dziennie, którzy przewijali się przez pawilon w pierwszych dniach wielu nadal nie zachowywało się właściwie.

„Widzieliśmy wiele osób, które pukają w szyby lub szturchają kraty. Wiele z nich wołało zwierzęta lub wydawało dźwięki, żeby zwrócić uwagę zwierząt i zrobić dobre zdjęcie” - napisali aktywiści.

Zauważyli też, że w strefie oceanarium, gdzie jest zakaz robienia zdjęć z lampą błyskową wiele osób ich używało. Organizacja nie ukrywa, że generalnie jest przeciwna trzymaniu zwierząt w zoo i prezentowaniu ich ludziom. Zdaniem działaczy dla ochrony zagrożonych gatunków lepsze byłyby rezerwaty, azyle dla dzikich zwierząt czy ochrona ich naturalnych siedlisk.

Zoo się z tym nie zgodziło.

- To normalne, że w ogrodzie zoologicznym przebywają ludzie i obserwują zwierzęta – odpowiadała na te zarzuty Paulina Klimas-Stasiak.

Żeby tylko przebywali i obserwowali. Ale często na tym nie poprzestają.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Głaskanie lwa, karmienie wielbłąda. Zwiedzający łódzkie zoo od dawna męczą zwierzęta. Wtargnięcie do wybiegu niedźwiedzi to jeszcze nic! - Dziennik Łódzki

Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany