Głaskanie lwa, karmienie wielbłąda. Zwiedzający łódzkie zoo od dawna męczą zwierzęta. Wtargnięcie do wybiegu niedźwiedzi to jeszcze nic!
Historię „kobiety od niedźwiedzi” poznali w ostatni weekend w Łodzi chyba wszyscy. 28-latka w piątek około godz. 15 zwiedzała Orientarium w łódzkim zoo. W pewnym momencie wiatr wyrwał jej z rąk notatki i wrzucił na zewnętrzny wybieg dla niedźwiedzi malajskich. Kobieta postanowiła je odzyskać. Rozejrzała się, zobaczyła, że w pobliżu nie ma niedźwiedzi, przeszła przez murek okalający wybieg i zsunęła się w dół do fosy okalającej wybieg. Po drodze poraniła się o elektrycznego pastucha, a w końcu zmoczyła w głębokiej na 1,5 metra fosie wypełnionej wodą.
Cały wybryk kobiety nagrały kamery monitoringu. Na pomoc ruszyli ochroniarze zoo, którzy pomogli ofierze wydostać się z wybiegu. Na miejsce wezwano karetkę. Poraniona i mokra kobieta została zawieziona do szpitala im. WAM w Łodzi w stanie określonym przez medyków jako „niezagrażający życiu”.
Szczęśliwie w czasie zdarzenia niedźwiedzie malajskie były zamknięte wewnętrz Orientarium. Są to bowiem małe, ale bardzo groźne zwierzęta. Tylko w indyjskim stanie Mizoram w ciągu pierwszych 10 lat tego stulecia zabiły 33 osoby. Ich obrażenia były paskudne, niedźwiedzie atakowały bowiem oczy, nosy, szyje, a także ręce i nogi ofiar.
Na zdjęciu: jeden z niedźwiedzi malajskich
CZYTAJ DALEJ >>>
.