Barbarzyńskie praktyki dla zdrowia kotów, czyli ucinanie uszu wolno żyjącym
Jacek Tyrankiewicz jest zdziwiony wieloletnią już praktyką i stanowiskiem urzędników, bo problem nacinania uszu dyskutował kilka lat temu z ówczesnym dyrektorem Wydziału Ochrony Środowiska – Dariuszem Wrzosem. Taki zapis chcieli wprowadzić radni do uchwały o miejskim programie zapobiegania bezdomności zwierząt. Już wtedy nie zgadzał się na takie kaleczenie zwierząt. I zapis usunięto. Jednak warunków przetargu urzędnicy nie muszą opiniować z powiatowym lekarzem weterynarii w związku z czym Tymczasem zarówno w warunkach przetargu jak i umowie na świadczenie zabiegów jest zapis: oznakowanie zwierzęcia w trakcie zabiegu pod narkozą poprzez odcięcie końcówki ucha. Urzędnicy przyznają w piśmie do redakcji, że „Uszy nacinane są u kotów wolno żyjacych od roku 2014 - bezboleśnie, w pełnej narkozie, podczas zabiegu sterylizacji. Nacina się je aby w przyszłości można było „na pierwszy rzut oka”, bez potrzeby każdorazowego odławiania i stresowania kota stwierdzić czy dany osobnik jest wysterylizowany. Oszczędza to zwierzęciu stresu związanego z odłowieniem.
Z poważaniem Biuro Rzecznika Prasowego Prezydenta Miasta Łodzi”.
- Mamy XXI wiek i jest bardziej humanitarny sposób na oznakowanie kotów wolno bytujących – mówi Amanda Chudek, prezes Łódzkiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. - Do bazy danych wpisuje się datę zabiegu oraz dane opiekuna społecznego, który zajmuje się zwierzęciem. W każdej chwili można to skontrolować. A kiedy ustawia się klatki pułapki to kot po zabiegu też do niej wejdzie. Zawsze się przy tej okazji sprawdza stan zdrowia osobnika, nie ma więc problemu, żeby sczytać jego chip.
Zupełnie odmiennego zdania jest natomiast Iza Milińska, założycielka i prezes fundacji Kocia mama.
Czytaj na kolejnym slajdzie