To co korzystne dla Urzędu Miasta, zgubne dla ŁKS

Wiceprezydent Łodzi Marek Cieślak, jak można wywnioskować z wywiadu dla Radia Łódź, najbardziej byłby zadowlony, gdyby trzeba było ogłosić nowy przetarg na budowę stadionu. Takie rozwiązanie wydłuża sprawę budowy obiektu przy al. Unii o kolejne miesiące.
To dla ŁKS zabójcza wiadomość. Klub nie może czekać. Każdy dzień zwłoki przyspiesza rozkład. Nie wiadomo, kto i po co zgłosi się na pierwsze zajęcia 7 stycznia przyszłego roku. Inna sprawa, czy one w ogóle się odbędą.
ŁKS potrzebuje konkretów w sprawie budowy stadionu i to natychmiast. Wtedy zacznie się ruch w interesie. Wejdą Włosi, którzy mają sypnąć groszem. 15 stycznia Krzysztof Wingert kupi akcje ŁKS. Inaczej, wszystko weźmie w łeb i rozpadnie się jak domek z kart.
Żadna to pociecha, gdy Filip Kenig twierdzi, że ŁKS na pewno nie wycofa się z rozgrywek I ligi, a wiosenną rundę dokończy... juniorami. Od tego klubowi nie przybędzie, a kłopoty nie znikną, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Pani prezydent Łodzi, jej zastępcom i tym wszystkim łódzkim urzędnikom i politykom, którzy jak ognia unikają sponsorskiego zaangażowania miasta w sportowe interesy, dedykujemy słowa prezydenta Wrocławia (wybranego w pierwszej turze!) Rafała Dutkiewicza.
- Stać nas na to, aby samodzielnie utrzymać Śląsk - mówi prezydent w wywiadzie dla "Sportu". - Nie pozwolimy, by klub, który wywalczył mistrzostwo Polski, nagle gwałtownie obniżył loty. Z początkiem roku Śląsk z funduszy miejskich otrzyma kolejny zastrzyk finansowy!