Strażacy z Łodzi opowiadają o tym, jak przebiegała akcja poszukiwawczo-ratunkowa w Bejrucie. Z Łodzi poleciało ich tam 16. ZDJĘCIA
O północy strażacy wracali do bazy, aby po 4-5 godzinach snu o godz. 7 rano być w strefie zero. Pomimo 30 stopniowego upału i dużej wilgotności ubrani w kombinezony szczelnie zasłaniające ciało przez kolejne kilkanaście godzin przeszukiwali zgliszcza. I tak codziennie aż do złożenia obozowiska i powrotu do kraju. Liban widzieli tyle, co z okien autokaru.
Wszystkie ekipy w Bejrucie pracowały pod nadzorem wojska. Nawet w tak dotkniętym przez los mieście, pracę ekip ratowniczych utrudnił COVID 19. Pobyt strażaków w Bejrucie zaczął się wiec od testów, na wynik których czekali blisko 8 godzin.
- Żadna grupa przed otrzymaniem negatywnych wyników nie mogła przystąpić do działań ratowniczych – dodaje Aleksander Mirowski. - Na szczęście okazało się, że nikt nie jest zakażony i zostaliśmy w pełnym składzie dopuszczeni o pracy.
>>>