Strażacy z Łodzi opowiadają o tym, jak przebiegała akcja poszukiwawczo-ratunkowa w Bejrucie. Z Łodzi poleciało ich tam 16. ZDJĘCIA
– Sprawdzali, czy i które będą nadawały się do zamieszkania – dodaje Marcin Płotica. - A z tym było bardzo różnie. Niektóre były całe pokruszone, inne z rysami, ale ostały się i takie, które można było zasiedlić.
Wśród zgliszcz Libańczycy szukali swoich bliskich i tego, co zostało z ich dobytku, z ich życia. Zdeterminowani i silni na ile to możliwe w takiej sytuacji. Taki obraz z Bejrutu – jak mówi Aleksander Mirowski – zabrał z sobą do Polski.
– Oni jeszcze przez wiele tygodni nie wrócą do życia, jakie znali sprzed wybuchu – mówi o mieszkańcach stolicy. - Ale patrząc na nich widzi się, z jak wielką determinacją walczą o to, aby powrócić do normalności. Aby odbudować to, co zniszczył wybuch i stworzyć dzieciom dom.
Na takiej misji, która stała się udziałem strażaków z Łodzi, każdy element działania jest precyzyjnie określony i realizowany zgodnie z harmonogramem. Na lotnisku w Bejrucie strażacy wsiedli do autokaru, który dowiózł ich bezpośrednio do miejsca obozowania. Rozbili obóz i przystąpili do działań ratowniczych. Te w Libanie były prowadzone codziennie od godz. 7 do godz. 24. W nocy decyzją tamtejszych władz poszukiwań nie prowadzono – była godzina policyjna.