Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Służby ratunkowe ćwiczyły procedury i współdziałanie

Jacek Zemła
Jacek Zemła
Na szczęście wszyscy poszkodowani to byli pozoranci, a cały wypadek był inscenizacją. Prawdziwi byli tylko strażacy, medycy i ratownicy, którzy dzięki takim symulowanym katastrofom zdobywają niezbędne doświadczenie. I oby nigdy nie było ono potrzebne.

Samolot z uszkodzonym podwoziem awaryjnie ląduje na pasie startowym łódzkiego lotniska na Lublinku. W trakcie przyziemienia dochodzi do gwałtownego styku kadłuba z nawierzchnią, maszyna zjeżdża z pasa na trawę i tam dochodzi do jej rozłamania się na dwie części. Po zatrzymaniu samolotu w jego tylnej części pojawiają się płomienie. Zaalarmowana wcześniej lotniskowa straż pożarna od razu podejmuje akcje gaśniczą. To wszystko na szczęście nie wydarzyło się naprawdę, ale tak wyglądał scenariusz ćwiczeń, które przeprowadzono w czwartek na lotnisku Lublinek.

–Takie ćwiczenia odbywają się co dwa lata, biorą w nich udział nie tylko strażacy z lotniskowej jednostki, ale także wspierają ich zawodowcy z jednostek miejskich w Łodzi i Pabianicach oraz ochotnicy z OSP Retkinia – mówi Wioletta Gnacikowska, rzecznik prasowy Portu Lotniczego Łódź. – Chodzi o to, żeby przećwiczyć wszystkie procedury obowiązujące przy tego typu zdarzeniach, sprawdzić sprzęt i sprawność współdziałania wszystkich służb ratowniczych.

A tych na lotnisku nie brakowało. Zaraz po symulowanym na szczęście wypadku z miasta dojechały specjalistyczne wozy gaśnicze i techniczne Państwowej Straży Pożarne oraz służby medyczne. Pojawiły się karetki, które zabrały ewakuowanych z samolotu pasażerów. Część z nich po lądowaniu wysiadła o własnych siłach, innych trzeba było ewakuować. Kilkoro poszkodowanych było w ciężkim stanie. Na miejscu urządzono w namiocie punkt medyczny, gdzie lekarze i ratownicy medyczni udzielali poszkodowanym pierwszej pomocy. Ze względu na dużą liczbę osób wymagających zaopatrzenia medycznego zastosowano tzw. triaż. Poszkodowani zostali podzieleni na trzy grupy - zielonymi opaskami oznakowano tych, którzy nie wymagają pomocy, żółtymi osoby poszkodowane w stopniu lekkim, które nie wymagają natychmiastowej pomocy, a czerwonymi ofiary wypadku, które są w stanie bezpośredniego zagrożenia życia. Tą grupą ratownicy zajmowali się w pierwszej kolejności i po udzieleniu im pierwszej pomocy osoby te były niezwłocznie transportowane do szpitali, także przy użyciu śmigłowców.

W tym czasie strażacy z łódzkich i pabianickich jednostek dogasili wciąż palący się przełamany kadłub i sprawdzili, czy w jego wnętrzu nie znajdują się jeszcze poszkodowani. Niestety, dwoje pasażerów nie zdołało opuścić wraku samolotu, nie dotarli do nich na czas także ratownicy. Bilans wypadku, do jakiego doszło podczas awaryjnego lądowania powiększył się więc o dwie ofiary śmiertelne.
Na szczęście wszyscy poszkodowani to byli pozoranci, a cały wypadek był inscenizacją. Prawdziwi byli tylko strażacy, medycy i ratownicy, którzy dzięki takim symulowanym katastrofom zdobywają niezbędne doświadczenie. I oby nigdy nie było ono potrzebne.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany