Sąd Najwyższy uznał, że lekarz zajmujący się chirurgicznym leczeniem otyłości ze szpitala Barlickiego dopuścił się zaniedbań. Pacjent zmarł
- Po orzeczeniu sądu lekarskiego przez kolejne trzy lata walczyliśmy, aby się ono uprawomocniło. Lekarz odwoływał się do Naczelnego Sądu Lekarskiego w Warszawie, który raz przyznawał rację jemu, aby po kasacji skierować sprawę do ponownego rozpatrzenia. Gdy sprawiedliwość przyznano nam, lekarz odwołał się do Sądu Najwyższego - opowiada matka zmarłego. - Ten ostatecznie uznał, że kasacja złożona przez chirurga jest bezzasadna. Ale nim tak się stało, wiele razy jeździliśmy na posiedzenia do Warszawy. Tam okazywało się, że lekarz nie przyjechał. I wracaliśmy z niczym do Łodzi. Baliśmy się, że sprawa w sądzie lekarskim się przedawni. Od śmierci syna nie było dnia, abyśmy z mężem nie myśleli o tym, co się wydarzyło i nie analizowali minuta po minucie ostatnich chwil syna. Nigdy nie pogodzimy się z tragedią, która spotkała naszą rodzinę. Z tym, że nasz wnuk wychowuje się bez ojca. Ani przez chwilę nikt w naszej rodzinie, a jest w niej wielu lekarzy, nie miał wątpliwości, że gdyby nie zaniedbania chirurga, to nasz wnuk miałby ojca.
Sprawa przeciwko operującemu lekarzowi toczy się od siedmiu lat w prokuraturze. Opinie składają kolejni biegli. Przed Sądem Okręgowym toczy się sprawa cywilna, wytoczona przez rodzinę zmarłego szpitalowi im. Barlickiego.
Chirurg operujący 29-letniego łodzianina nie pracuje już w Barlickim. Zatrudnienie znalazł poza Łodzią.