Naciągacze czyli numer na "złą wodę" - czyli jak sprzedawcy garnków wciskają emerytom filtry do wody za 8 tys. zł
Cóż mają powiedzieć zebrani, gdy słyszą, że sami są sobie winni pijąc to, co leci z kranu. Kamienie na nerkach, choróbska, co jedno to gorsze - czego można się spodziewać wlewając w siebie taką, a nie inną wodę? Ta sprzedawana w sklepie w butelkach od „kranówki” wcale nie jest lepsza. Sprzedawca robi hokus pokus z elektrodami i osiąga podobny wynik, jak z „kranówką”.
- Co pić? - pytają zaniepokojeni seniorzy. I wtedy wygadany akwizytor wyciąga asa z rękawa - stację do uzdatniania wody. Po filtracji w tym urządzeniu jest ona tak czysta, że nawet elektrody umieszczone w szklankach nie są w stanie zepsuć jej barwy. Efekt psuje za to jej cena, 8660 zł.
- Nie musi się podobać, bo to nie Biedronka - podkreśla jakość produktu sprzedawca, dając do zrozumienia, że na czym jak na czym, ale na zdrowiu oszczędzać nie wypada.
Półgodzinna przerwa. Trzech pracowników firmy wylicza potencjalnym klientom wysokość rat, ewentualnych upustów. Za kilkadziesiąt minut zaplanowano kolejną prezentację „superstacji”.