Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na tropie najgroźniejszego przestępcy w Europie. Kulisy ujęcia Kajetana P.

Joanna Labuda
Podejrzany mężczyzna został zatrzymany na dworcu autobusowym w Valetcie podczas powrotu z placówki dyplomatycznej Tunezji
Podejrzany mężczyzna został zatrzymany na dworcu autobusowym w Valetcie podczas powrotu z placówki dyplomatycznej Tunezji Timesofmalta.com
Podejrzany o makabryczną zbrodnię Kajetan P., został zatrzymany na Malcie przez poznański Zespół Poszukiwań Celowych. Polski "Hannibal Lecter" wrócił w piątek do Polski.

To człowiek pozbawiony emocji, zły - tak o Kajetanie P., podejrzanym o brutalne zabójstwo 30-letniej nauczycielki języka włoskiego, mówi oficer operacyjny z poznańskiego Zespołu Poszukiwań Celowych. I dodaje, że patrząc na niego, zastanawiał się, czy ten chłopak mógłby popełnić taką zbrodnię. To ekipa z Poznania namierzyła i we współpracy z maltańską policją oraz funkcjonariuszami CBŚ - 17 lutego 2016 roku - zatrzymała podejrzanego.

ZPC przejął stery poszukiwań 6 lutego. Wtedy to warszawska prokuratura wydała za mężczyzną list gończy, a policjanci zaczęli deptać Kajetanowi P. po piętach. Byli na dworcach kolejowych w Poznaniu i Berlinie, dotarli do świadka w Bolonii.

W maltańskim hostelu, gdzie nocował P., pojawili się kilka godzin po tym, jak zabrał swoje rzeczy. Podejrzanego ujęto na dworcu autobusowym, kiedy wracał z tunezyjskiej placówki dyplomatycznej. Przez luki w Europejskim Nakazie Aresztowania nie było jednak pewności, czy tamtejszy sąd zdecyduje się zatrzymać Polaka.

ZOBACZ TEŻ: Samolot z Kajetanem P. wylądował w Polsce! [ZDJĘCIA, WIDEO]

- Gdyby nie było nas na miejscu, przez jeden nieuzupełniony dokument, prawdopodobnie nie mielibyśmy dzisiaj o czym mówić - przyznaje w rozmowie z „Głosem” szef poznańskiego Zespołu Poszukiwań Celowych.

Warszawa - Poznań - Berlin
Kajetan P. przyjechał do Poznania 3 lutego o godzinie 18.22. Kiedy wysiadł z pociągu na poznańskim Dworcu Głównym, strażacy w Warszawie prawdopodobnie dogaszali właśnie pożar w wynajmowanym przez niego mieszkaniu. Prokuratura podejrzewa, że kilka godzin wcześniej P. zabił, a następnie poćwiartował zwłoki 30-letniej Katarzyny J., z którą tego dnia umówił się na korepetycje z języka włoskiego. Jej ciało miał przewieźć taksówką do mieszkania na Żoliborzu.

Żeby zatrzeć ślady, wzniecił w nim pożar i uciekł. To, że P. fizycznie przebywał w Poznaniu, udało się potwierdzić dopiero cztery dni po zabójstwie. Wykonane namiejscu czynności i zdobyte informacje, okazały się jednak kluczowe dla rozwiązania sprawy.

- Godzinami analizowaliśmy nagrania z monitoringu. Sprawdziliśmy, jak zachowywał się podejrzany, gdzie był, co robił. Jedno wiedzieliśmy na pewno: żeby go znaleźć, musimy wyjechać z Polski - mówi szef poznańskiego Zespołu.
Kajetan P. nie musiał zatrzymywać się w Poznaniu. Pociąg, którym przyjechał z Warszawy, jechał bowiem prosto do Niemiec. Dlaczego zatem wysiadł? Zrobił to z dwóch powodów. Musiał zmienić wizerunek i... oszczędzał na dalszą podróż.

- W galerii handlowej Poznań City Center wszedł do kilku sklepów. Zamówił okulary, kupił kurtkę unisex, czerwoną koszulkę i plecak. Dopiero z tak zmienionym wyglądem ruszył dalej - wyjaśnia członek ZPC. P. się nie spieszył. Wręcz przeciwnie - był opanowany i zachowywał się racjonalnie. - Na nagraniach mogliśmy wskazać kilka innych osób, które zachowywały się tak, jakby miały coś na sumieniu. On nie zdradzał żadnych emocji - potwierdza szef ZPC.

Wszystko wskazuje na to, że Kajetan P. dokładnie zaplanował przynajmniej początkową fazę ucieczki. Wiedział, o której godzinie ma kolejny pociąg. Kupił bilet i spokojnie zrobił zakupy. Dopiero na dwie minuty przed jego odjazdem na zapisach z kamer widać, jak zdenerwowany biegnie na peron.

Z Poznania nie pojechał bezpośrednio do Berlina. Bilet kupiony do Rzepina jest bowiem tańszy niż bezpośredni przejazd dostolicy Niemiec. Stamtąd jedną stację doFrankfurtu pokonał „na gapę” i dopiero tam kupił bilet do Berlina.

- On umiał oszczędzać i wiedział, że jest taka możliwość. To może wskazywać, że właśnie tak zaplanował ucieczkę - opowiada „Głosowi” oficer operacyjny.

W galerii Poznań City Center kupił okulary, kurtkę, koszulkę i plecak. Przebrał się i wyruszył w drogę do Berlina

Odciął się od znajomych
P. był w trudnej sytuacji, ale nie ekstremalnej. Nie musiał dostosowywać zachowania do nowej sytuacji. Jeszcze przed opuszczeniem Polski wziął kredyt w wysokości 18 tysięcy złotych. Dodatkowy tysiąc miał już wówczas na koncie. Wypłacił 15 tysięcy, a resztę zostawił na „czarną godzinę”.

- To nie jest tak, że podejrzany 3 lutego po zabójstwie, pomyślał: cholera mam tylko tyle pieniędzy. Już wcześniej oszczędzał każdą złotówkę. Po prostu taki był - potwierdzapolicjant, który zajmuje się sprawą od początku.

Funkcjonariusze z poznańskiego Zespołu Poszukiwań Celowych ustalili to m.in. na podstawie rozmów ze znajomymi Kajetana P. - Normalnie nie działamy w ten sposób. Nie szukamy informacji u osób trzecich. To ostateczność, jednak ta sprawa była wyjątkowa - przyznaje szef ZPC.
Od nich policjanci dowiedzieli się, że P. gardzi konsumpcją. Na ubiegłorocznej wycieczce z rodziną do Grecji, zamiast spać w opłaconym hotelu, wolał nocować w ruinach. Oszczędzał nawet na telefonach. Sam rzadko wykonywał połączenia, a kiedy chciał się z kimś skontaktować pisał: zadzwoń.

- Osoby, z którymi rozmawialiśmy, mówiły, że jakiś czas temu mężczyzna po prostu stał się dziwny. Przejawem tego było choćby to, że przyjeżdżając do Poznania, nie sypiał w domu, ale potrafił przez cztery dni samotnie przebywać nad jeziorem. Prowadził taki tryb życia, to ponoć pozwalało mu się wyciszyć - wyjaśnia oficer operacyjny.

Znajomi Kajetana P. widzieli, że coś się z nim dzieje, ale nikt nie reagował. Od jakiegoś czasu P. świadomie zrywał z nimi kontakt. - Niestety, nikt nie wyciągnął wniosków, że coś może się stać - mówi szef ZPC.

Berlin - Bolonia - Valetta
Stolica Niemiec była tylko kolejnym przystankiem dla podejrzanego. Kajetan P. spędził tam jedną noc. Kiedy dotarł już na miejsce, przez godzinę „kręcił się” na dworcu kolejowym, studiował rozkłady jazdy. Tam objawiał też pierwsze dziwne zachowania.

Na jednym z zapisów monitoringu widać, jak P. podchodzi do ruchomych schodów. Staje przed nimi, po chwili obraca się, rusza do wyjścia i wychodzi na zewnątrz. Wraca i znów staje przed ruchomymi schodami, jednak ponownie nie wchodzi na nie. Znika na kilkanaście minut i znowu pojawia się w tym samym miejscu. Jak mówią nasi policjanci, berliński system monitoringu jest znacznie słabszy niż poznański. Na podstawie tych zapisów nie udało się ustalić, co działo się z Kajetanem P., gdy na pewien czas zniknął z dworca.

Z Berlina pojechał do Włoch. Zatrzymał się w kilku miastach. Prawdopodobnie dostał się tam również pociągiem. Policjanci z poznańskiego Zespołu Poszukiwań Celowych dotarli do kobiety, która spotkała go w Bolonii.

- Świadek rozpoznał go na zdjęciu. Wszystko pasowało: rysopis, sposób bycia, zachowanie. Wątpliwości wzbudził tylko charakterystyczny plecak Kajetana P. - wspomina oficer operacyjny ZPC. Pojawiły się jednak inne dowody, które potwierdziły tożsamość podejrzanego. Kobieta twierdziła, że P., pytając ją na przystanku o miejscowość, do której planował pojechać, przeczytał nazwę z łaciny.

- Przekonywała nas, że żadna znana jej osoba nie przeczytałaby tego w ten sposób. Człowiek, który popełnia błąd przy wymowie takiego wyrazu, jej zdaniem, musiał wcześniej uczyć się języka łacińskiego - dodaje policjant.

Przypomnijmy, że Kajetan P. ukończył studia na kierunku filologia klasyczna, wykazywał zamiłowanie do greki i łaciny. To jednak nie wszystko. Podczas rozmowy kobieta zasugerowała mu, że zanim wyjedzie, może zwiedzić katedrę i kościół. Mężczyzna miał jej na to odpowiedzieć, że miejscem, które naprawdę chciałby zobaczyć w Bolonii jest Teatro Anatomico. To tam prowadzono pokazowe sekcje zwłok...
Kajetan P. z Włoch popłynął na Maltę. Z promu do hostelu, w którym się zatrzymał, miał zaledwie 20 minut drogi piechotą. Przebywał w nim od 9 do 11 lutego, później wyjechał. Wrócił na jedną noc z 15 na 16 lutego. Nie wiadomo jednak, gdzie spędził pozostałe dni. - Wiemy natomiast, że w tym czasie poruszał się po wyspie komunikacją miejską. Cały czas wybierał najtańsze środki transportu. Mamy bilety i paragony, które zostawił po sobie w maltańskim hostelu - opowiada oficer operacyjny ZPC.

Dlaczego przestępca ścigany listem gończym, którego dane osobowe były jawne, nie został rozpoznany w hostelu w Valetcie? We Włoszech i na Malcie obowiązuje przecież zasada, że jeżeli w pokoju śpią dwie lub trzy osoby, każda z nich musi okazać dokumenty. - Starsza kobieta, która prowadziła hostel, stwierdziła, że miły turysta z Niemiec tak ją zauroczył, że nie wymagała od niego żadnych dokumentów - ujawnia oficer operacyjny ZPC.

Ostatnie chwile na wolności
W Valetcie policjanci dotarli do biura podróży, gdzie chwilę wcześniej „szczupły mężczyzna z plecakiem” szukał informacji, w jaki sposób bez paszportu dostać się do Tunezji. Pracownice biura odesłały go do ambasady, a policjanci ruszyli tym tropem.

- Pojechałem do konsulatu Tunezji, ale jeszcze w drodze dostaliśmy sygnał, że P. już tam był i wyszedł 20 minut wcześniej. Wysłałem kilku ludzi pod ambasadę Polski, a kilku na dworzec autobusowy, gdzie spodziewaliśmy się podejrzanego - tłumaczy szef ZPC.

Był to strzał w dziesiątkę. Kajetana P. ujęto, kiedy wysiadł z autobusu. Nie protestował. Po prostu się poddał. Jak mówi szef ZPC, nie chciał ani zawiadomić rodziny, ani skontaktować się z lekarzem, ani skorzystać z żadnych rzeczy, które zgodnie z prawem mu się należały.

- P. to osoba pozbawiona jakichkolwiek emocji. Zauważyłem u niego poruszenie tylko, gdy dowiedział się, w jakiej sprawie został zatrzymany - mówi oficer operacyjny. I dodaje: Później pobudził się jeszcze tylko na chwilę. Zapytał, czy to na Malcie będzie przesłuchiwany w sprawie zabójstwa. Szybko jednak wrócił do swojego poprzedniego stanu.
Podczas zatrzymania przy Kajetanie P. zabezpieczono nóż i kilka zdjęć paszportowych. Z relacji policjantów wynika, że nie mógł zrobić ich w Valetcie. To tylko potwierdza, że jego pobyt na Malcie też był wcześniej zaplanowany.

Papierkowa robota
Emocje nie opadły po schwytaniu P., bo pojawiły się problemy proceduralne. Europejski Nakaz Aresztowania, na podstawie którego, zatrzymano podejrzanego, wymagał uzupełnienia. W opisie przestępstwa pojawiło się tylko jedno zdanie, a to mogło nie wystarczyć tamtejszemu sądowi. Ten nie miał przecież pojęcia pod jaką presją działają policjanci i nie wiedział o medialnej burzy, którą w Polsce wywołały doniesienia o zatrzymaniu. - Pojawiła się obawa, że Kajetan zostanie zwolniony z aresztu. Musieliśmy reagować natychmiast - mówi szef poznańskiego Zespołu Poszukiwań Celowych.

Prokurator w Warszawie, z którym funkcjonariusze przez cały czas byli w kontakcie, musiał uzupełnić ENA. Sytuacja była dynamiczna i wszystko zmieniało się z minuty na minutę. Szybko okazało się, że uzupełnienie opisu przestępstwa może jednak nie wystarczyć. Podejrzany został bowiem zatrzymany na podstawie pierwotnej wersji nakazu. Poznańscy funkcjonariusze byli przygotowani na to, że P. może wyjść na wolność. Wówczas maltańska policja mogłaby go zatrzymać dopiero na podstawie nowego ENA. Do tego na szczęście nie doszło, bo P. popełnił wcześniej dwa błędy. Będąc na Malcie, złożył na jednym z komisariatów fałszywe zawiadomienie o zagubionym paszporcie, a podczas zatrzymania miał przysobie nóż.

- Zwróciliśmy uwagę, że popełnił te dwa wykroczenia, będąc na wyspie. Wtedy policjantom z Malty zapaliły się lampki, że przecież mogą zatrzymać go na podstawie prawa lokalnego, a później wpłynie właściwy ENA - opowiada szef Zespołu. Jak mówi, telefony na linii Valetta - Poznań - Warszawa aż się grzały.

P. popełnił 2 błędy. Złożył fałszywe zawiadomienie o zgubieniu paszportu, a podczas zatrzymania miał przy sobie nóż

Prokurator prowadzący sprawę, przyznał później operacyjnym, że tylu wniosków o międzynarodową pomoc prawną w jednej sprawie nie napisał jeszcze nigdy. Pisma trafiły do Niemiec, Włoch i ostatecznie na Maltę. - Gdyby nie to, że byliśmy na miejscu i gdyby nie natychmiastowe działanie prokuratora, sprawa ciągnęłaby się jeszcze przez tygodnie albo i miesiące - przyznaje szef Zespołu Poszukiwań Celowych z Poznania.

18 lutego maltański sąd wydał zgodę na ekstradycję Kajetana P. On sam podczas rozprawy wyraził chęć powrotu do kraju. W piątek podejrzany wrócił do Polski i tu odpowie za dokonanie makabrycznej zbrodni, o którą podejrzewa go prokuratura.

Poznański Zespół Poszukiwań Celowych

Powstał w 2001 roku z inicjatywy generała Adama Rapackiego, ówczesnego zastępcy komendanta głównego policji. Od tego czasu ZPC funkcjonują w wydziałach kryminalnych wszystkich komend wojewódzkich w całym kraju. Ścigają osoby poszukiwane i podejrzane o: zabójstwa, napady z bronią, uprowadzenia ludzi czy zajmujące się handlem narkotykami.

Zespół z sukcesami na koncie

Poznański ZPC w sierpniu 2011 r. zatrzymał Stanisława K., jednego z najbardziej poszukiwanych wtedy przestępców w Wielkopolsce. Mężczyzna zabił i poćwiartował ciało mieszkańca Inowrocławia. Rok później wpadli na trop Sławomira C. „Barbarzyńcy”. Mężczyzna był poszukiwany m.in. za rozboje, napady z bronią i ściąganie haraczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Na tropie najgroźniejszego przestępcy w Europie. Kulisy ujęcia Kajetana P. - Głos Wielkopolski

Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany