Magdalena Michalak: nigdy nie histeryzuję. Co będzie robiła po odejściu z telewizji popularna dziennikarka?
Telewizyjny debiut
O wszystkim, co stanowiło sens i treść zawodowej drogi, zdecydował telefon do telewizji. Umówiła się na rozmowę z wicedyrektorem. Przyszła, a on właśnie wyszedł. Bardzo ją to zabolało. Następnego dnia postanowiła zadzwonić i powiedzieć mu, że tak nie wolno nikogo traktować. Okazało się, że pomylił godziny. Przeprosił. Następne spotkanie, już z udziałem dyrektora Tomasza Filipczaka, zakończyło się kurtuazyjnym: „zadzwonimy do pani”...
Zdzwonili. Zapytana, czy we wtorek (nie zapomni: 9 lutego 1993 roku) o godz. 8 poprowadzi na żywo półgodzinny program „Dzień dobry”, zgodziła się, chociaż dopiero dzień wcześniej mogła go po raz pierwszy obejrzeć. Niespełna miesiąc później czytała Łódzkie Wiadomości Dnia. Napięcie było ogromne. Obok siedział kolega, który przeprowadzał rozmowę z prokuratorem. Wtedy poczuła do jakiego zawodu się przymierza. Wypracowała sobie własny, serdeczny sposób rozmawiania z ludźmi i niewychodzenia z roli tej, która chce pomóc (choć to nie zawsze się udaje) i umie słuchać. Nie robi sobie wyrzutów, że nie została aktorką (zagrała parę epizodów, m.in. w „Karierze Nikosia Dyzmy”, „Kobiecie z prowincji”, w serialach „Pogranicze w ogniu” i „Komisarz Alex”).
Stanowczo powtarza, że w telewizji spełniła się w dwustu procentach, że spotkała ludzi, których nigdy by nie poznała.
Czytaj na kolejnym slajdzie