Łódzkie tory tramwajowe prowadzą donikąd. Jesteśmy ewenementem na mapie Polski i obiektem drwin. Dlaczego?
Tymczasem remonty torów tramwajowych to ogromne koszty. Zmodernizowany w wakacje kilometrowy fragment torowiska na alei Włókniarzy kosztował 4,6 mln złotych. Prace wykonało MPK własnymi siłami, ale pieniądze musiało wysupłać miasto.
– My jesteśmy gotowi wyremontować wszystkie zamknięte odcinki – mówi prezes MPK Zbigniew Papierski. – Tyle, że potrzeba na to kilkanaście milionów złotych. A niebawem lista zamkniętych fragmentów linii tramwajowych może się jeszcze powiększyć, bo tras w fatalnym stanie technicznym nie brakuje.
Zapytaliśmy kilku łódzkich motorniczych, gdzie znajdują się najgorsze fragmenty torów i czy bezpiecznie się po nich jeździ. Okazuje się, że miejsc, które już powinny zostać zamknięte jest całkiem sporo. To np. skrzyżowanie ulic Kilińskiego i Przybyszewskiego, gdzie przez zwrotnice i krzyżaki tramwaje przejeżdżają w tempie żółwia, a i tak dochodzi tam do wykolejeń. To ulica Limanowskiego pomiędzy Zachodnią i Zgierską, ulica Zielona od Żeligowskiego do Legionów oraz sama Legionów od Gdańskiej do Zachodniej. Źle jest też na ul. Północnej i na Stokach. Bardzo źle wygląda sprawa Teofilowa, który może być kolejnym, tym razem ogromnym osiedlem odciętym od tramwajów. Tory na ul. Aleksandrowskiej trzymają się trawy i trzeba tam jeździć powoli. Wiadomo o tym od lat, a mimo to nie ma nawet planów ich remontu. Wstrzymanie tramwajów na Teofilów może spowodować takie korki na wiadukcie na Żabieńcu, jakich najstarsi łodzianie nie widzieli. W tym przypadku powinno się działać natychmiast!