Kradzione radia z pierwszej ręki....

Złodzieje aut zarabiali krocie, sprzedając je z podrobionymi lub oryginalnymi dokumentami, skradzionymi wcześniej z gminnych wydziałów komunikacyjnych. Takie auta były legalizowane bez większych problemów, bo wtedy nie istniał międzynarodowy rejestr pojazdów kradzionych na terenie Europy. Najwięcej ginęło aut niemieckich - audi, bmw, golfów.

Były to samochody, o których przeciętny Polak mógł sobie tylko pomarzyć. Najtańsze były tzw. gorące piece - auta kradzione bez dokumentów, które miały później przebijane numery identyfikacyjne nadwozia i silnika. Można było je kupić z pierwszej ręki, dogadując się ze sprzedawcami z „ miasta” na bazarach, rynkach i autogiełdzie.

Trefne auta szybko znajdywały nabywców, bo policjanci z drogówki nie byli odpowiednio przeszkoleni, a pierwsze wydziały samochodowe w policji działały w mocno okrojonych składach.

Dla zmylenia stróżów prawa złodzieje przekładali szyby, silniki, przyklejali podrobione paski kodowe.

Kradzieże aut napędzały także rynek części zamiennych do popularnych marek. Po kradzieży samochody trafiały do „dziupli”, czyli garaży, komórek i zabudowań gospodarczych w podłódzkich miejscowościach. Po wspawaniu numerów nadwozia, pojawiały się na łódzkiej auto giełdzie.

Policja podejmowała próby odzyskania skradzionych aut, najczęściej podczas drogowych kontroli.

Niestety duże pieniądze płynące ze sprzedaży kradzionych aut, amfetaminy, alkoholu z przemytu, prowadziły do korupcji - przekupywania urzędników, celników, służb granicznych i policjantów.

W latach 90. XX wieku przez Polskę przejechało do Rosji od 80 do 100 tysięcy skradzionych na Zachodzie aut.

Dziś giną luksusowe samochody oraz popularne marki rozbierane na części.

Zobacz też: info z Polski

ROK SZKOLNY 2017/2018 DNI WOLNE
NAJNOWSZE WIADOMOŚCI W SPRAWIE ŚMIERCI MAGDALENY ŻUK
Wyniki LOTTO
UCHO PREZESA