50 lat temu został powieszony Stanisław Modzelewski, zwany wampirem z Gałkówka ZDJĘCIA
Regulamin wieszania nie zezwalał na powiadamianie skazańca, kiedy i o której godzinie zapłaci za zamordowanie ze szczególnym okrucieństwem sześciu kobiet z okolic Gałkówka i innych podłódzkich miejscowości oraz jednej w Warszawie.
Oko za oko, ząb za ząb
Modzelewski, nawet gdy weszli do jego celi wytypowani funkcjonariusze, nie wiedział, że to będą jego ostatnie kroki w życiu. Zakapturzeni ludzie wepchnęli go na pokrywę zapadni, zakapturzony kat ustawił się za nim, a gdy wysłannik prokuratora poinformował go, że Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski, a potem odczytał wyrok, kat pociągnął za dźwignię zapadni i dokonała się sprawiedliwość. Po przepisowej pół godzinie lekarz stwierdził zgon, a kat ściągnął białe rękawiczki i rzucił na ciało skazańca.
Morderczy cień
Nad Gałkówkiem i okolicami, gdzie od 1952 roku Stanisław Modzelewski siał śmierć, rozległo się zbiorowe westchnienie ulgi.
- Starzy mieszkańcy wspominają niechętnie te straszne czasy - mówi Dominik Trojak, opiekun miejscowego muzeum. - Jeszcze w roku 1971 ktoś na dopiero co wyremontowanym i pomalowanym przystanku PKP pod nazwą Gałkówek domalował: „Wampirówek”. Przez te morderstwa ludzie bali się własnego cienia. W każdym obcym mężczyźnie widzieli wampira i pędem biegli na policję.