Łódzcy radni ostrzegają, ze za pół roku możemy tonąć w śmieciach jak Neapol. Może dojść do epidemii. Wiceprezes MPO potwierdza, że jest takie zagrożenie.
Za pół roku może się okazać, że nie będzie gdzie wywozić łódzkich śmieci. Regionalna Instalacja Przetwarzania Odpadów Komunalnych w Ruszczynie, w radomszczańskim, ktora zajmuje się przetwarzaniem śmieci z Łodzi nie będzie w stanie przyjąć i przerobić łódzkich odpadów.
- W mieście powstaje w ciągu roku 187 trys. ton odpadów, tymczasem RIPOK jest w stanie przyjać ich zaledwie 100 tys. - opowiadali wczoraj przed Urzędem Marszałkowskim łódzcy radni Antonina Majchrzak i Mikołaj Stefanowski domagając się, by urząd wyznaczył także alternatywne miejsce na łódzkie śmieci. Jeżeli tego nie zrobi, w Ruszczynie przestaną przyjmować łodzkie odpady i firmy sprzątające miasto nie będą miały gdzie je wywieźć.
Czytaj na kolejnym slajdzie
Antonina Majchrzak i Mikołaj Stefanowski boją się, że Łódź utonie w śmieciach.
O tym, że grozi nam ekologiczna katastrofa przestrzega także Marcin Bugajski, wiceprezes łódzkiego MPK, a także radny Sejmiku Województwa Łódzkiego. Wystąpił on do marszałka województwa z interpelacją ostrzegając przed konsekwencjami źle rozwiązanego problemu śmieciowego w Łodzi.
-Obecnie brakuje od około 60 tys. do 100 tys. ton zmieszanych odpadów komunalnych powstałych w Łodzi. Najprawdopodobniej nie będzie gdzie ich przyjąć już od września tego roku, ale może się okazać, że z wywozem śmieci problem może się pojawić już nawet w czerwcu - ostrzega. W takiej sytuacji w mieście może powstać poważne zagrożenie epidemiologiczne. Wierzy, że urząd marszałkowski, który decyduje o lokalizacji innych miejsc w województwie, które można przeznaczyć do utylizacji miejskich śmieci, podejmie decyzję jak najszybciej.