Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Widzew. Przeproście Włodzimierza Tylaka!

pas
Gdyby ci, którzy opluwali ze wszystkich stron trenera Włodzimierza Tylaka, mieli klasę, to by go teraz publicznie przeprosili. Szkoleniowiec dokonał rzeczy z dzisiejszej perspektywy niemożliwej – zrobił coś z niczego.

Zdobył z antydrużyną osiem punktów, nie przegrał meczu na stadionie przy al. Piłsudskiego. Gdy się spojrzy na to, co z Widzewem działo się później, ten wyczyn można uznać za kosmiczne osiągnięcie. Nikt dziś nie ma cienia wątpliwości, że za czasów Włodzimierza Tylaka drużyna grała lepiej i konsekwentniej, unikając sportowej kompromitacji. Na to, co dzieje się obecnie, lepiej spuścić zasłonę milczenia.

Dlaczego zatem publicznie zlinczowano trenera? Bo wielką grupę naiwniaków omamił, czy mówiąc łagodniej, wprowadził w błąd, prezes Sylwester Cacek, zapewniając, że drużyna będzie walczyć o najwyższe cele czyli powrót do ekstraklasy. Szybko wyszło szydło z worka. Okazało się, że to tylko pobożne życzenia bez pokrycia w faktach. Wszystkie żale wylano tymczasem na Tylaka. On stał się kozłem ofiarnym, choć w żadnej mierze sobie na to nie zasłużył.

Krytykanci kompletnie zignorowali fakt, albo nie chcieli pamiętać o tym, że w tworzeniu nowej wspaniałej drużyny maczali palce inni ludzie i oni odcisnęli na niej swoje piętno. Dlaczego fani nie domagają się wyjaśnień od sportowego superdoradcy Cacka – Grzegorza Bakalarczyka? Czy tylko dlatego, że nie widzą go na trybunach? Dlaczego ich protest przeciwko temu, jaki zespół firmuje dziś Rafał Pawlak, nie ma takiej mocy, jak wtedy, gdy domagali się odejścia Tylaka?

Ilu sprzyjających klubowi ludzi wierzy w to, że w kolejnym ligowym meczu z GKS Katowice nie dojdzie znów do sportowej klęski? Można ich policzyć na palcach jednej ręki: Cacek, Bakalarczyk, Pawlak, może ze dwóch piłkarzy. Pozostali, jeśli widzieli ostatnie mecze Widzewa i GKS Katowice, wiedzą, że trzeba by było sprowadzić w trybie nagłym z Hollywood Toma Cruise, żeby z powodzeniem wykonał „Mission: Impossible”.

Nie wygląda na to, żeby w odniesieniu sukcesu, czyli zdobyciu choćby punktu, pomógł łodzianom fakt, że z ławki trenerskiej meczu nie będzie oglądał szkoleniowiec katowiczan Artur Skowronek oraz że nie wystąpi ukarany czwartą żółtą kartką najlepszy strzelec Grzegorz Goncerz (14 bramek). Tylko pełne żywiołowego dopingu trybuny mogą natchnąć Widzew duchem walki, który pozwoli mu nie przegrać kolejnego ligowego meczu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany