Widzew po derbach Łodzi z ŁKS. Z całą pewnością mogło być gorzej i... lepiej

Doskonale zdaję sobie sprawę, że brzmi to zaskakująco, ale taka jest właśnie rzeczywistość zespołu z al. Piłsudskiego.

Naprawdę nie ma najmniejszego powodu, żeby podopieczni trenera Enkeleida Dobiego mieli poczucie klęski po spotkaniu z faworyzowanym ŁKS i przepraszali za to, że nie przegrali tego meczu. To byłoby absurdalne, choć czasami mam wrażenie, że niektórzy się tego domagają

Czterokrotni mistrzowie Polski wypadli znacznie lepiej, niż w jesiennym meczu z ełkaesiakami. I nie chodzi jedynie o końcowy rezultat. Nie zgadzam się, że Widzew nie miał pomysłu na swoją grę. Miał i, w przeciwieństwie do poprzednich derbów, całkiem długo potrafił go realizować. Zarzut, że goście strzelili dwie bramki po błędach gospodarzy brzmi śmiesznie. To tak, jak bym napisał, że przepiękne trafienie Ricardinho na 2:2 jest nie w pełni wartościowe, bo przecież widzewiacy mogli i powinni sprawić, żeby piłka nie dotarła do Brazylijczyka.

Rzecz jasna, Widzew nie wytrzymał tempa tego spotkania i zupełnie oddał inicjatywę. Po zmianie stron zawodnicy Dobiego przegrywali stanowczo zbyt wiele bezpośrednich pojedynków i cofnęli się zbyt głęboko. To po prostu nie mogło się dobrze skończyć, no i tak się właśnie stało. To nauczka na przyszłość

- Ta drużyna się scala i nabiera kształtu. Dokonaliśmy w ostatnim okienku transferowym wzmocnień i mamy w zespole naprawdę dużą rywalizację. Wszyscy zawodników z kadry prezentują bardzo podobny poziom, więc dla nas w sztabie oznacza to większe pole manewru, niż jesienią. A rywalizacja sportowa sprawia, że i mentalność zespołu jest na wyższym poziomie - stwierdził asystent Dobiego Marcin Broniszewski na antenie radia Widzew.FM.