Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

White Boat Orchestra z Łodzi występuje na statkach pływających po morzach i oceanach

Karolina Brózda
Karolina Brózda
Łódzki zespół „White Boat Orchestra” od 20 lat gra... na statkach. Przez ten czas muzycy brali udział nie tylko w wykwintnych koncertach i wieczorach artystycznych, przeżyli też wiele sztormów i wejść na mieliznę, a świat opłynęli przynajmniej kilkanaście razy.

Początki w trudnym czasie
Grupa powstała po wydarzeniach 11 września 2001 roku.

- Wcześniej pracowałem na statkach jako szeregowy muzyk, w kwartetach jazzowych i 5-osobowym show bandzie - mówi Tomasz Wrocławski, założyciel i perkusista zespołu. - Atak na WTC w Nowym Jorku zablokował rejsy na wiele miesięcy, doprowadzając do bankructw wiele firm z tego rynku. W tej luce niektórzy zauważyli szanse na realizację nowych inwestycji: ktoś z branży wykupił po atrakcyjnej cenie dwie leasingowane jednostki od upadającej firmy i założył zupełnie nową kompanię. Mając do dyspozycji cały personel pokładowy z poprzednich lat, nowa firma zaproponowała niektórym nowe angaże, przejmując automatycznie doświadczonych, sprawdzonych ludzi.

- Moje nazwisko z jakiejś przyczyny również znalazło się na tej liście - opowiada pan Tomasz. - Zapotrzebowanie było na 8-osobowy show band. Zacząłem pisać aranże, poszukiwać gotowych kompozycji przeznaczonych na ten skład, obmyślałem stroje sceniczne, no i oczywiście nazwę grupy.

Panu Tomkowi udało się skompletować zespół złożony w większości z muzyków, którzy współpracowali z nim w przeszłości, i powstała „White Boat Orchestra”. Tak zaczęła się kariera grupy na pokładach statków Oceania Cruises.

Tysiące słuchaczy
Przez lata występów zespół zagrał dla setek tysięcy pasażerów.

- Rozpoczęliśmy na pokładzie M/V Insygnia - opowiada założyciel zespołu. - Potem była Regatta i Marina. Trzy jednostki to może nie brzmi szokująco, ale linie Oceania Cruises to najwyższy standard, takiego pracodawcy nie porzuca się z byle powodu, a i ta firma (jeśli serwis jest na najwyższym poziomie) unika zbędnych zmian. Zresztą te same statki oznaczają dla załogi ten sam rozkład kabin i pomieszczeń, urządzeń pokładowych i sprzętu ratowniczego. Załoga zna się osobiście bardzo długo i wie, jak współpracować w każdej sytuacji. To duży komfort dla kompanii i wygoda dla załogi: praca jest w zasadzie bezstresowa, profesjonalna i... dobrze płatna.

Zarabiać w pięknych okolicznościach
I właśnie zarobkami praca muzyka na statku różni się od koncertów na lądzie. Nie chodzi tu jednak wyłącznie o ich wysokość.

- Zarabiamy codziennie w innym zakątku świata, w smokingu, na scenie, z najlepszym wyposażeniem, czyściutkimi garderobami, zapleczem i obsługą techniczną - wymienia Tomasz Wrocławski. - Z wyśmienitym jedzeniem, możliwością codziennego wyjścia na ląd, zwiedzania, zabawy, nawiązywaniem i podtrzymywaniem znajomości na całym świecie.

Muzyk na statku to nie tylko artysta, to również marynarz podlegający przepisom i zwyczajom pokładowym, to ratownik medyczny potrafiący udzielić niezbędnej pomocy i zorganizować profesjonalne wsparcie, to strażak mający pełne przeszkolenie w eliminowaniu zagrożeń związanych z gaszeniem ognia , jak i pomocy w ratowaniu osób zagrożonych lub poszkodowanych w czasie pożaru. Wszystkie te umiejętności są regularnie doskonalone i odnawiane podczas wymaganych prawem morskim szkoleń i treningów.
Spore są też różnice artystyczne.

- Chyba nigdzie, poza pokładem statków, nie ma możliwości konfrontacji umiejętności muzyka z tak dużymi oczekiwaniami i wymaganiami - wyjaśnia pan Tomasz. - Codziennie jest inny koncert, inny show. Codzienne zmienia się wykonawca, jednego dnia trzeba zachwycić publiczność muzyką klasyczną, drugiego zaś szalonym jazzem. Czasem trzeba stworzyć oprawę muzyczną do gagów prestidigitatora , a czasem wmiksować się do taśmy dźwiękowej odtwarzanej z reżyserki. Na balu kapitańskim obowiązuje repertuar stricte taneczny: walc, cha-cha, foxtrot, tango. Podczas dni na morzu organizowane są tzw. deck party: orkiestra gra na zewnętrznych pokładach. Wtedy dominuje latino i dixie. Z kolei wieczorami można nas usłyszeć w klimatach bluesowo-soulowych.

Mniejszy jest lepszy
Statki linii Oceania Cruises, na których występuje White Boat Orchestra, nie są wielkie - zwykle zabierają od 700 do 1000 pasażerów.

- To 6-gwiazdkowe hotele na wodzie - zapewnia pan Tomek. - Zaopatrzenie musi spełniać najwyższe standardy. Nie raz byliśmy świadkami odesłania całego tira warzyw czy owoców, bo ich jakość nie spełniała kryteriów firmy. W światku rejsowców krąży anegdota, że na Oceanii pewien pasażer udał się nad ranem do toalety, a kiedy wrócił, miał pościelone łóżko i czekoladkę na poduszce.

- Małe statki to najlepszy serwis na świecie - mówi muzyk. - Ich gabaryty pozwalają na pokonywanie niedostępnych dla gigantów szlaków, przepływanie pod mostami kanałów i rzek, cumowanie w centrum dużych metropolii jak Londyn , Bordeaux , St. Petersburg, Montreal. To wszystko zanika na wielkich miastach wodnych, kumulujących po 7-9 tys. pasażerów. Aquapark na pokładzie, korty tenisowe, tor gokartowy, podniebne huśtawki – to wszystko ma zatrzymać gości na pokładzie.

Na mniejszych jednostkach mniejszy jest także dystans między załogą a pasażerami. Na wieczornych koncertach wszystkie miejsca są wypełnione, publiczność z zainteresowaniem śledzi poczynania instrumentalistów.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany