Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ukraińskie dzieci z domów dziecka znalazły opiekę w Łodzi. W kwietniu przyjedzie kolejna grupa nieletnich ewakuowanych z wojny

Agnieszka Jedlińska
Agnieszka Jedlińska
Piotr Rydzewski wprowadził w Łodzi projekt "Rodzina jest dla dzieci" i "test krwi", które wspierają rodzicielstwo zastepcze.
Piotr Rydzewski wprowadził w Łodzi projekt "Rodzina jest dla dzieci" i "test krwi", które wspierają rodzicielstwo zastepcze. CAPZ
W łódzkiej pieczy zastępczej przebywa 160 ukraińskich dzieci ewakuowanych z domów dziecka w pierwszych dniach wojny w Ukrainie. Wśród nich jest pięćdziesiąt podopiecznych z różnymi niepełnosprawnościami. Kolejne dzieci przyjadą do Łodzi w kwietniu.

Kolejne 40 dzieci przyjedzie do Łodzi w kwietniu z Ossy w okręgu odeskim. Funkcjonował tam jeden z największych „domów dziecka” – na 500 dzieci. Trwa relokacja małych podopiecznych do różnych miejsc w Europie. W sumie do Łodzi przyjedzie 200 ukraińskich podopiecznych tej placówki. Rozmawiamy z Piotrem Rydzewskim, dyrektorem Centrum Administracyjnego Pieczy Zastępczej w Łodzi.

zobacz galerię

Przez dwa lata stworzyliście całkiem niezłą formę pomocy dla ukraińskich dzieci z domów dziecka? Jakie były początki?

Zaledwie kilka dni po wybuchu wojny w Ukrainie przyjechało do nas 80 dzieci z domów dziecka, najmłodsze miało 4 latka, wśród nich było 18 dzieci z niepełnosprawnościami. Towarzyszyli im wychowawcy.

Gdzie ich ulokowaliście?

W Łodzi mieliśmy kiedyś duże placówki, czyli instytucjonarne domy dziecka, które zostały zredukowane do 14, ale budynki pozostały w naszej opiece, więc mieliśmy miejsce. W ciągu dwóch dni wszystko było gotowe, czekaliśmy tylko na uciekinierów. Dzięki temu od razu trafiły do systemu polskiej pieczy zastępczej. Bardzo pomogły nam władze Uniwersytetu Łódzkiego. Zorganizowali studentów Wydziału Nauk o Wychowaniu oraz Wydziału Filologicznego, którzy jako wolontariusze pracowali odpowiednio w Domu Dziecka nr 1 przy ul. Aleksandrowskiej oraz Domu Dziecka nr 7 przy ul. Przyszkole.

Dzieci uciekały przed wojną, trafiły do nas z innego kraju, z innej kultury. Kiedy zrozumieliście, że one nie mogą czekać na koniec wojny i powrót do ojczyzny, ale coś musicie z nimi zrobić tu i teraz?

Nie wiadomo było jak długo potrwa wojna, a trwa już dwa lata. Na chwilę można dzieci gdzieś przechować, ale one muszą się rozwijać i robić to co w danym wieku się robi, a także uczyć się tego, co jest ważne dla ich wieku. Dzieciom nie można zrobić przerwy w rozwoju, bo jest wojna, nie można im kazać czekać w zawieszeniu na zmianę. One muszą cały czas się rozwijać. Dziecko, które ma 12 lat już więcej 12 lat nie będzie miało i czego się w tym momencie nie nauczy, nie przeżyje, to już tego nie będzie znało.
Dzieci wymagały też opieki medycznej, co wynika zapewne z różnic w standardach opieki w Ukrainie i w Polsce. Najgorszy był ich stan psychiczny, wiele z nich spędziło czas w piwnicy, a nad ich głowami latały pociski, na dodatek świat który znały po prostu się rozpadł, trafiły do obcego kraju. Jednak z czasem zaczęły sobie radzić, choć do pokonania mają barierę kulturową oraz językową.

Dzieci zamieszkały w dawnych domach dziecka i weszły w nasz system pieczy zastępczej, co to dla nich oznaczało?

Musiały zacząć funkcjonować w nowych okolicznościach. Tutaj mieszkać, zgodnie z naszymi standardami, chodzić do szkoły. Okazało się, że im młodsze dzieci tym szybciej i łatwiej pokonywały barierę językową. Starszym musieliśmy zorganizować lekcje języka polskiego. W pierwszej kolejności dzieci trzeba było wysłać do przedszkola, szkoły, zrobić im badania i wyrobić polskie orzeczenie o niepełnosprawności, bo ukraińskiego nasz system nie honoruje. A przyjechały dzieci z niepełnosprawnościami (teraz są trzy takie grupy). Potem musieliśmy te dzieci rozlokować w mniejszych, bardziej kameralnych placówkach. Od lat odchodzimy od molochów jakimi domy dziecka były jeszcze na początku tego wieku. Zlikwidować się ich całkowicie nie da, ale mamy domy kameralne dla kilkunastu podopiecznych. I tak samo zrobiliśmy z ukraińskimi podopiecznymi.

Łatwo dzieci ulokować w placówce na 100 miejsc, ale jak znaleźć kameralne przestrzenie dla takiej gromadki. Jak pokonaliście ten problem?

Zaczęliśmy dla ukraińskich grup, po około 15 dzieci wynajmować komercyjne domy (jest ich w tej chwili 15 placówek, dwa kolejne są urządzane i czekają na decyzję o zasiedleniu), w których organizowaliśmy pracę wychowawców. Domy są po remoncie, ale musieliśmy powstawiać łóżka, szafy, biurka, wyposażyć kuchnię, jadalnię, łazienkę. Na szczęście nie ponosimy w związku z tym żadnych kosztów. Domy jednorodzinne są wynajmowane na wolnym rynku a płaci za nie UNICEF. Są dwa źródła utrzymania takiego domu: koszt wynajmu, mediów, wychowawców (4-5 na grupę) finansuje UNICEF, a koszt wyżywienia finansuje wojewoda z funduszu pomocy. W sumie jest to w granicach 40-50 tysięcy zł miesięcznie, więcej jeśli od opieką są dzieci z niepełnosprawnościami.

Z grupami ukraińskimi przyjechali wychowawcy, ale przy takiej organizacji pracy jak u was, musiało zabraknąć personelu?

Ogromny wysiłek włożyliśmy w kształcenie wychowawców ukraińskich według naszych, polskich standardów, które są inne niż w Ukrainie. Zatrudniliśmy w sumie 60-70 osób, wśród nich te, które przyjechały z dziećmi z domów dziecka i nowych, którzy przed wojną uciekli. I jeszcze będziemy zatrudniać, bo czekamy na dużą grupę dzieci z Ossy i musimy im również zapewnić odpowiednią opiekę.

Część dzieci udało się również umieścić w rodzinach zastępczych ukraińskich lub ukraińsko polskich. Odnosicie na tym polu sukcesy?

Rozwinęliśmy program związany z rodzinami zastępczymi ukraińskimi. Wiele dzieci trafiło do Polski ze swoimi rodzinami, ale te rodziny nie zawsze dają sobie radę z ich wychowaniem, dochodzą problemy alkoholowe i finansowe i dzieci trafiają do pieczy zastępczej. Zależało nam, żeby zgłaszały się do nas ukraińskie rodziny zastępcze, bo wtedy dziecko trafia do środowiska, które dobrze zna, bo tam jest język ukraiński, jest kuchnia ukraińska, są zwyczaje, których dziecko doświadczyło. Kiedy dziecko ukraińskie jest samo w grupie polskich dzieci to nie czuje się dobrze, pojawiają się problemy adaptacyjne, rodzą się konflikty. 28 dzieci już trafiło do 10 rodzin zastępczych ukraińskich, dwie kolejne przechodzą przez kursy na rodzinę zastępczą. Powstał specjalny program kształcenia rodzin zastępczych ukraińsko-polskich, zatwierdzony przez ministerstwo edukacji.

Macie dużo takich rodzin?

Zgłaszają się do nas rodziny ukraińskie, które chcą świadczyć taką pomoc. I choć system nie wymusza na nas kształcenia tych rodzin, to jednak uważamy, że tak jest lepiej i bezpieczniej, bo rodzina wie czego się spodziewać. Dlatego wszyscy przechodzą standardowe 2-3 miesięczne kursy na rodzinę zastępczą. Dzięki wsparciu PCK i UNICEF poszliśmy w taki standard, który się sprawdza. Mamy dwa rodzaje dzieci w pieczy zastępczej – te, które przyjechały w pieczy (z domów dziecka) i przebywają w naszych placówkach i domach (jest ich 15 działających, ok. 15 dzieci w jednym), dwa kolejne czekają na zasiedlenie, a kolejny będzie przygotowywany) oraz te, które przyjechały z rodzicami, opiekunami, a z jakiś przyczyn trafiły do pieczy zastępczej (były dzieci pozostawione przez rodziców w kościele, a rodzice zniknęli).

Problem dzieci w pieczy będzie narastał, bo wojna się nie kończy, Ukraińców przybywa. Na szczęście od lipca 2022 roku nawiązaliśmy współpracę z UNICEFem, co pozwoliło nam stworzyć pilotażowy program pieczy zastępczej dla małych uchodźców z Ukrainy. On się po prostu sprawdza, a dzieci są dobrze zaopiekowane.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany