Tragedia sprzed lat. 39 lat temu wybuch gazu zniszczył część bloku w Łodzi
- Gdy wrócił, to tak dobrze przyłożył, że coś zaczęło syczeć - opowiadał Stanisław Szulczewski. - Pękła rura, którą przepływał gaz. Operator powiedział do majstra, by ją wyrwać, by gaz poszedł na zewnątrz, ale majster nie kazał nic ruszać. Stwierdził, że jak się coś stanie, to odpowiedzialność spadnie na nich. Robotnicy wsiedli więc w samochód i pojechali do administracji osiedla. Administracja zadzwoniła do gazowni, ale tam powiedzieli, że mają awarię w przedszkolu czy żłobku, jak skończą tam, to przyjadą na ul. Dzierżyńskiego. W gazowni kazali zakręcić zawory. Robotnicy jednak nie mogli znaleźć zaworów, pootwierali tylko okna w piwnicach...
Pan Stanisław mówił nam, że lokatorzy i tak mieli szczęście. Piwnice były przegrodzone. Gdyby nie ściana w drugiej klatce, gaz poszedłby po całym bloku. - I wszystko wyleciałoby w powietrze! - dodawał.
Po tym wybuchu w łódzkim tygodniku „Odgłosy” ukazał się reportaż opisujący retkińską tragedię. Do wybuchu doszło około godziny 13.30.
Czytaj na kolejnych slajdach