Trzeba szczerze przyznać, że po ostatnich „występach” ełkaesiaków na boiskach ekstraklasy trudno być optymistą. ŁKS zajmuje ostatnie miejsce w tabeli i do bezpiecznego miejsca (trzynasta jest Wisła Kraków) traci trzynaście punktów.
W klubie z al. Unii zawsze podkreślali, że nadzieja umiera ostatnia, ale ciężko przypuszczać, że końcówka tego sezonu będzie radosna dla wszystkich związanych z zespołem biało-czerwono-białych. Z drugiej jednak strony trzeba próbować.
Widać, że optymizm zgasł też u nowego opiekuna beniaminka. Trener Wojciech Stawowy podczas ostatniej konferencji prasowej powiedział: - Do ŁKS przyszedłem w konkretnym celu i na chwilę obecną tego zadania kompletnie nie realizuję. Nie chcę, żeby ŁKS musiał się wstydzić, nie chcę sytuacji, żeby ŁKS był zespołem, który tak łatwo oddaje rywalowi pole w obrębie swojej bramki. Chcę, żeby to była drużyna, która zdobywa bramki i potrafi się bronić. To jest moja praca, którą przyszedłem tu wykonywać i chcę to robić dalej, ale chcę też widzieć jej efekty. Na razie tego nie widzę.
Trzeba przyznać, że Stawowy ma koszmarne otwarcie z ŁKS. Trzy mecze i jeden punkt wywalczony przez drużynę, to na pewno nie jest powód do szczególnej zawodowej dumy.
Przed meczem we Wrocławiu trener znów będzie musiał zmieniać ustawienie drużyny. W spotkaniu z Jagiellonią Białystok czwarte w sezonie żółte kartki ujrzeli Dragoljub Srnić i Tadej Vidmajer. A to oznacza, że muszą pauzować w jednym meczu i nie zagrają w pojedynku ze Śląskiem.
Wielu kibiców zastanawia się, czy trener Stawowy wykorzysta końcówkę nieudanego sezonu do testowania zawodników, którzy do tej pory nie grali wiele w ŁKS. Ponoć zdolnej młodzieży w klubie nie brakuje.
Kolejny cios w PKOL
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?