Ratownicy stwierdzili zgon mężczyzny i przykryli go czarnym workiem. Żył potem jeszcze miesiąc!
Reanimacja
- Wyciągnęliśmy Staszka z samochodu. Rozpoczęła się reanimacja. Po 20 minutach, jeden z ratowników powiedział, że nie jest dobrze. Po kolejnych dziesięciu minutach, poproszono mnie, żebym zadzwonił do domu Staszka z pytaniem, czy bierze jakieś leki, czy był chory. Zadzwoniłem, ratownik rozmawiał z żoną i dalej go reanimowali. Po około godzinie odstąpili od czynności, stwierdzili, że nie dadzą rady mu pomóc.
Gdy ratownicy skończyli akcję, na miejsce przyjechała najbliższa rodzina pana Stanisława. - Gdy dojechaliśmy na miejsce, tata leżał na ziemi, był przykryty czarnym workiem. Zdążyłam jeszcze podbiec do niego, zsunąć mu z twarzy ten worek. Widziałam, jak bierze głęboki oddech i patrzy – opowiada Agnieszka Chrobak, córka mężczyzny.
Bliscy 62-latka prosili medyków, by ci nie zaprzestawali akcji reanimacyjnej.
- Na kolanach prosiłam ratowników, by ratowali tatę, bo widziałam, że on żyje. Ratownicy powiedzieli, że już nie żyje, że nastąpił zgon. Patrząc na ziemię, widzę przykrytego workiem ojca, który umiera. Nigdy nie zapomnę tego widoku – mówi córka zmarłego.
WIĘCEJ CZYTAJ NA KOLEJNYCH SLAJDACH