Ratownicy stwierdzili zgon mężczyzny i przykryli go czarnym workiem. Żył potem jeszcze miesiąc!
Źle się poczuł
62-letni Stanisław Chrobak mieszkał z rodziną w Ochotnicy Górnej, małej wsi w województwie małopolskim. Był rolnikiem i okazjonalnie dorabiał na budowie. W połowie grudnia ubiegłego roku wyjechał ze swoim sąsiadem do pracy.
- Kiedy miał zaczynać pracę, stwierdził, że czuje ból w klatce piersiowej. Mówił, że to chyba zawał, bo ból stawał się coraz ostrzejszy. Pojechaliśmy do przychodni, był przytomny, trzymał się ręką za klatkę piersiową i nic się nie odzywał – opowiada Mateusz Chlebek.
Stan pana Stanisława z każdą minutą pogarszał się. - Pod przychodnią powiedział, że robi mu się ciemno przed oczami, głowa mu opadła, stracił przytomność. Wyszła do nas pielęgniarka, zobaczyła, co się dzieje i powiedziała, żebyśmy jechali na pogotowie. Nie wezwała karetki, powiedziała, że poinformuje ich, że do nich jedziemy – relacjonuje Chlebek.
Mężczyzna natychmiast wykonał polecenie pielęgniarki i ruszył do stacji pogotowia ratunkowego, oddalonej o osiem kilometrów od przychodni.
- Dojechaliśmy na miejsce. Myślałem, że skoro zostali powiadomieni, będą na nas czekać. Nie było jednak nikogo. Pobiegłem do środka z informacją, że jest ze mną nieprzytomny człowiek z bólem w klatce piersiowej. Wtedy ratownicy wybiegli – relacjonuje kolega pana Stanisława.
WIĘCEJ CZYTAJ NA KOLEJNYCH SLAJDACH