Pożar w kamienicy przy ul. Cieszyńskiej (aktualizacja)

Ogień wybuchł o godz. 3.50 na 1. piętrze kamienicy.
W akcji brało udział 9 wozów i 25 strażaków. Ogień został prawdopodobnie zaprószony przez lokatora mieszkania.
Mieszkańcy przeżyli horror.
- Obudziła mnie sąsiadka, waliła do moich drzwi i krzyczała: Palimy się! Wybiegłam z mieszkania, tak jak stałam. Nie myślałam o niczym innym, tylko żeby uciec. Potem trzy godziny razem z innymi spędziliśmy na podwórku - opowiada lokatorka z pierwszego piętra.
Pożar szalał w mieszkaniu nr 12. Płomienie buchały przez okna, a także przez drzwi. Szyby wylatywały jak pociski.
- Obudziła mnie żona, mówiła, że na zewnątrz jest za widno. A to już mieszkanie się paliło. Wyszedłem na korytarz. Drzwi do mieszkania sąsiada były otwarte, on leżał nieprzytomny metr od nich. Chciałem razem z drugim sąsiadem go wyciągnąć. Ale było za gorąco, pokój stał w ogniu, nie dało rady. Sam musiałem uciekać. Zarzuciłem dzieciom mokre ręczniki na głowę i wybiegliśmy na podwórze - opowiada Robert Adamczyk, który mieszka przez ścianę z lokalem, w którym wybuchł pożar.
Klatka schodowa od parteru do drugiego piętra wypełniła się dymem. Część lokatorów zdołała sama wyjść na podwórko, część ewakuowano przez okna, w sumie 30 osób. Ci, którzy nie byli zagrożeni pożarem, siedzieli w oknach lub stali na balkonach.
Mieszkanie nr 12 spaliło się doszczętnie, ciało mężczyzny było zwęglone.

Mieszkanie spłonęło niemal doszczętnie. Fot. Jarosław Ziarek