Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miało być lepiej, a jest ostatnie miejsce Widzewa w tabeli I ligi

(bap)
Na bramkę rywali uderza pomocnik Widzewa, Konrad Wrzesiński.
Na bramkę rywali uderza pomocnik Widzewa, Konrad Wrzesiński. Krzysztof Szymczak
Po zmianie trenera Widzew miał rozpocząć marsz w górę tabeli I ligi. Jest jednak jeszcze gorzej, bo w debiucie Rafała Pawlaka, łodzianie po raz pierwszy w tym sezonie przegrali na własnym stadionie. Po porażce 0:1 z Wisłą Płock spadli na ostatnie miejsce i nie widać nadziei, by szybko je opuścili.

Nowy szkoleniowiec, choć drużynę przejął trzy dni przed meczem z Wisłą, zapowiadał, że wie, jak sprawić, by w końcu wygrała przed własną publicznością i w ogóle spisywała się lepiej niż do tej pory. Rafał Pawlak, który po 10. kolejce zastąpił Włodzimierza Tylaka, nie przeprowadził jednak rewolucji w wyjściowej jedenastce.

W porównaniu z ostatnim spotkaniem z Chojniczanką (0:2) dokonał tylko trzech zmian. W tym jedną wymuszoną, bo Marcin Kozłowski musiał pauzować za kartki. W obronie zastąpił go Piotr Mroziński (w Chojnicach to on pauzował), poza nim na ławce usiedli Boris Dosljak i Damian Warchoł. W ich miejsce pojawili się Mateusz Broź i Konrad Wrzesiński.

Więcej zmian było w ustawieniu drużyny. Widzew po raz pierwszy w tym sezonie zagrał bowiem trójką środkowych obrońców, których wspierali skrzydłowi – Wrzesiński i Cristian Del Toro. Dzięki takiemu ustawieniu, Widzew miał atakować większą liczbą zawodników. A właśnie na poprawienie gry w ofensywie najbardziej zwracał uwagę Pawlak.

Zanim jednak łodzianie zaatakowali, a raczej przejęli inicjatywę, groźnie pod bramką gospodarzy zrobiło się, kiedy Krzysztof Janus uciekł Del Toro, ale na szczęście dośrodkowanie pomocnika Wisły wybili na rzut rożny obrońcy. Po chwili w dobrej sytuacji znalazł się Broź, lecz gdy z lewej strony boiska minął już rywali, właściwie podał piłkę bramkarzowi Wisły. Później łodzianie rzeczywiście dłużej utrzymywali się przy piłce, co można uznać za niewielki postęp, ale w ich atakach nadal brakowało błysku, dokładności, tempa i przede wszystkim wykończenia.

Tak było m.in. w 15 min, kiedy po dwójkowej akcji Rafała Augustyniaka i Wrzesińskiego do piłki nie doszedł Broź. Chwilę później po rzucie wolnym, wykonywanym przez tego ostatniego, obok bramki główkował Krystian Nowak. Lepiej mogła też zakończyć się akcja Dawida Kwieka i Mariusza Rybickiego, a strzał Wrzesińskiego z dalszej odległości był niecelny. Trafić w bramkę udało się dopiero Augustyniakowi. Było to w 41 minucie, ale jego uderzenie głową odnotowali tylko statystycy, bo było za lekkie, by sprawić problemy Sewerynowi Kiełpinowi.

Widzew miał optyczną przewagę, jednak to wciąż było za mało, by przynajmniej przybliżyć się do pierwszego w tym sezonie zwycięstwa na własnym stadionie.

W pierwszej połowie goście właściwie skupiali się tylko na bronieniu dostępu do swojej bramki, ale niewiele zabrakło, by jeszcze przed przerwą objęli prowadzenie. Po rzucie wolnym rywali widzewiacy nie wybili lecącej przez całe pole karne piłki, zawahał się też dobrze spisujący się do tej pory Dino Hamzić, ale na szczęście nie wykorzystał tego stojący kilka metrów przed nim Piotr Wlazło.
Od pojedynku biegowego tej dwójki rozpoczęła się druga połowa. Bośniak uprzedził napastnika Wisły przed linią pola karnego. Po przerwie mecz był bardziej wyrównany, trochę żywszy i przez to ciekawszy. Łodzianie blisko objęcia prowadzenia byli w 51 min. Dobrej okazję miał Nowak, ale z kilku metrów nie trafił w bramkę. Stoper Widzewa w kolejnej akcji gości naprawił błąd Augustyniaka, zatrzymując przed bramką podanie Janusa. W 59 min na brawa wreszcie zasłużył Broź, który popisał się
40-metrowym rajdem. Szkoda, że jego wysiłek zmarnował Kwiek, który nie doszedł do zagrania kolegi.

Wiślacy zaskoczyć Hamzicia chcieli prostszymi środkami, głównie uderzeniami zza pola karnego. M.in. w 64 i 69 min, kiedy próbował Jacek Góralski. Za drugim razem tylko dzięki dobrej interwencji bramkarza Widzew nie stracił gola. Po chwili pod drugą bramką strzał z powietrza Kwieka obronił Kiełpin.

Wydawało się, że w tym słabym meczu żadnej drużynie nie uda się już zdobyć gola. A jednak…

Niespełna kwadrans przed zakończeniem spotkania, prowadzenie objęli wiślacy. Po rzucie rożnym Hamzicia z bliskiej odległości pokonał głową Marko Radić. Wcześniej serbski obrońca z łatwością uciekł Wrzesińskiemu, a takie błędy muszą kosztować.

Niewiele później sytuacja Widzewa zrobiła się jeszcze gorsza. W 80 min w zupełnie bezsensowny sposób rywala faulował Bartłomiej Kasprzak. W efekcie słusznie został ukarany drugą żółtą kartką, czym osłabił drużynę. Szanse gospodarzy na zdobycie choćby jednego punktu zmalały niemal do zera. Dziesięć minut później pierwsza w tym sezonie porażka łodzian na stadionie przy al. Piłsudskiego stała się faktem, a kilkadziesiąt minut później Widzew spadł na dno tabeli I ligi.

Widzew - Wisła Płock 0:1 (0:0)
Widzew: Hamzić – Augustyniak, Nowak, Mroziński – Wrzesiński, Kwiek (72, Dosljak), Injac, Kasprzak, Broź (61, Janiec), Del Toro (78, Warchoł) – Rybicki.
Wisła: Kiełpin – Stefańczyk, Sielawski, Radić (90, Kaczmarek), Hiszpański – Janus, Góralski, Kostrzewa, Wlazło (61, Ruszkul), Kacprzycki (77, Stępiński) – Iliev.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany