Mężczyzna trafił na oddział toksykologii, bo pomyłkowo wypił rozpuszczalnik. To drugi taki przypadek w ciągu kilku dni
Mężczyzna kupił rozpuszczalnik w kilku litrowym opakowaniu (rozpuszczalników tego typu nie ma w sprzedaży detalicznej od wielu lat, a następnie przelał do butelki typu PET, aby łatwiej mu było z niego korzystać.
Sięgając po napój, aby ugasić pragnienie, pomylił butelki i napił się z tej z rozpuszczalnikiem. Trafił do szpitala w swojej miejscowości, gdzie lekarze zdecydowali, że powinien być przewieziony karetką do Łodzi na toksykologię. Tu miał wykonane badania wątroby i nerek.
- Pacjent wypił tylko łyk czy dwa, bo rozpuszczalnik ma obrzydliwy smak i zapach - mówi dr Jacek Rzepecki, toksykolog. - Jeszcze w tym tygodniu zostanie wypisany do domu.
W ubiegłym roku do kliniki trafił pacjent, który pomyłkowo wypił roztwór do osuszania muru, a jeszcze wcześniej pacjent, który wypił... rtęć metaliczną. Ten pierwszy płyn wypił mieszkaniec podłódzkiej miejscowości. Aby ułatwić sobie pracę, przelał środek z pięciolitrowej butli do niewielkiej buteleczki po wodzie mineralnej (w ten sposób łatwiej mu było wprowadzać płyn w nawiercone dziury w ścianie budynku). W ferworze pracy zapomniał o tym i napił się z małej butelki w przekonaniu, że to napój spożywczy. Oparzył przełyk, zaczął wymiotować krwią (środek spowodował martwicę rozpływną tkanek).
Natomiast nietrzeźwy mężczyzna, który omyłkowo wypił rtęć, takich powikłań uniknął. Wypicie tego środka nie stanowi bezpośredniego zagrożenia dla życia (trujące są opary rtęci i różne zawierające ją związki), rtęć zostaje w naturalny sposób wydalona z organizmu. Jednak dłuższe pozostawanie jej w jelitach może spowodować jej wchłonięcie, a to już byłoby groźne dla organizmu. Po kilku dniach hospitalizacji pacjent na własną prośbę wypisał się z kliniki.