St. kpt. Aleksander Mirowski, strażak z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 1 PSP w Łodzi, był z żoną w kinie, gdy otrzymał telefon od dowódcy z propozycją wzięcia udziału w misji ratowniczej w Grecji. To było w piątek, 6. sierpnia, po godz. 22. Pan Aleksander musiał natychmiast podjąć decyzję. Trzeba było się spieszyć, bo Grecja płonęła!
Czytaj więcej na następnej stronie
- Gdy zadzwonił telefon i kątem oka spojrzałem kto o tej porze dzwoni, żona spojrzała na mnie porozumiewaczo. Wiedziała, co nastąpi. Nie myliła się. Miałem noc na spakowanie się i poranek na dojazd do punktu koncentracji do Wrocławia. W godzinach popołudniowych polski moduł składający się z 46 (!) wozów gaśniczych ruszył w kierunku Hellady - wspomina sierpniową misję pan Olek.
Czytaj więcej na następnej stronie
Spośród 143 strażaków Aleksander Mirowski był jedynym ratownikiem z Łodzi. O jego uczestnictwie w misji z pewnością zadecydowało doświadczenie i kwalifikacje. Łodzianin w 2015 roku pojechał z pomocą do Nepalu po trzęsienie ziemi, a w ubiegłym roku brał udział w misji ratowniczej w Libanie zrujnowanym na skutek eksplozji saletry amonowej. Tym razem łodzianin ruszył na pomoc mieszkańcom Grecji i podobnie jak poprzednio przy podejmowaniu decyzji nie zawahał się.
Czytaj więcej na następnej stronie
Moduł GFFFV Poland wyruszył w sobotę, 7 sierpnia. Do celu dotarł 2 dni później. Kolumną składającą się z 46 wozów strażackich nie było możliwości przyspieszyć. W każdym z pojazdów było dwóch kierowców, pracujących na zmianę. Dodatkowym utrudnieniem było...tankowanie. Na pełnym zbiorniku większości wozów bojowych można było przejechać maksymalnie ok. 350 kilometrów, więc w drodze trzeba było uzupełnić bak siedmiokrotnie (do pokonania było ponad 2,2 tys. km). Ponieważ kolumna nie mogła się rozdzielać, tankowanie czasami trwało kilka godzin!
Czytaj więcej na następnej stronie