Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

ŁKS w Polkowicach zdobył tylko punkt

Bartłomiej Pawlak
Punkt ŁKS-owi zapewnił Marcin Kaczmarek
Punkt ŁKS-owi zapewnił Marcin Kaczmarek Maciej Stanik
W Polkowicach nie doszło do długo oczekiwanego przełomu w grze piłkarzy ŁKS. Łodzianie po remisie 1:1 z miejscowym Górnikiem wrócili do domu tylko z punktem i choć zachowali pozycję lidera, ich przewaga w tabeli nad trzecią Flotą zmalała do pięciu punktów. A to oznacza, że końcówka sezonu może być bardzo nerwowa.

Piłkarze ŁKS wychodząc na murawę stadionu w Polkowicach, znali już wynik meczu z Radzionkowa, gdzie Flota wygrała 1:0 z Ruchem. W tym momencie dystans drużyny znad morza do łodzian zmalał do czterech punktów. To powinna być wystarczająca motywacja, by w meczu z Górnikiem nie stracić punktów. Zanim jednak goście - do których składu wrócił Adrian Woźniczka, a Mariusz Mowlik znów usiadł na ławce rezerwowych - przeprowadzili pierwszą składną akcję, Bogusław Wyparło musiał wyciągać piłkę z bramki. Łodzianie bardzo źle ustawili się przy rzucie rożnym wykonywanym przez gospodarzy. Aż trzy razy pozwolili rywalom zagrać piłkę głową, zanim środkowy obrońca Górnika Michał Mróz umieścił ją w siatce. Zapobiec bramce próbował jeszcze stojący na linii Marcin Kaczmarek, lecz tylko raz udało mu się wybić futbolówkę.
Piłkarza Górnika próbuje minąć Jakub Kosecki
Na pewno nie tak wyobrażali sobie początek meczu ełkaesiacy, ale jeśli mieli w nim stracić gola, to lepiej, że stało się to teraz. Szybko odpowiedzieć spróbował Woźniczka, z którego dośrodkowania nie skorzystał jednak Marcin Mięciej (11 min). Przez pierwsze trzydzieści minut łodzianie grali bardzo nieporadnie, zarówno w ataku, jak i w obronie. W 22 minucie Bodzio W. zmuszony był ratować się wybiciem piłki... głową po podaniu Mączyńskiego. W grze ofensywnej też brakowało spokoju, przez co niemal każda próba zawiązania akcji kończyła się góra na trzecim podaniu. Można mieć pretensje do Mięciela, że nie strzela goli, ale tak naprawdę nie dostaje takich podań, jak jesienią. Wczoraj bardziej od napastnika zawodzili odpowiedzialni za środek pola - Dariusz Kłus, Bartosz Romańczuk i wreszcie Mączyński.
Punkt ŁKS-owi zapewnił Marcin Kaczmarek
Na tle tak grającego ŁKS gospodarze prezentowali się całkiem nieźle. Drużyna bez gwiazd w pierwszej połowie kilka razy przedostała się pod pole karne gości (m.in. w 30 min strzał Łukasza Sierpiny obronił Wyparło, a w 35 min zepsuli dobrze zapowiadającą się kontrę).

Łodzianie, może jeszcze nie lepiej, ale agresywniej, zaczęli grać po 35 minutach. Wtedy wreszcie udało się dokładnie dośrodkować Marcinowi Kaczmarkowi, a główkę Macieja Bykowskiego w ostatniej chwili wybił na róg jeden z obrońców gości. Ze stałych fragmentów gry ełkaesiacy też nie potrafili jednak zrobić pożytku, choć do przerwy wykonywali aż sześć kornerów.
Jeszcze w pierwszej połowie udało im się jednak wyrównać, choć przy tym golu bardzo pomógł im bramkarz gospodarzy. Bramkę z 42 min należy jednak zapisać Kaczmarkowi, który mocno dośrodkował piłkę spod linii autowej. Ta przełamała ręce Szymona Gąsińskiego i wpadła do siatki. Było 1:1 i wszystko zaczynało się od nowa.

Łodzianie na zdobycie drugiej bramki i zrealizowanie celu mieli całą drugą połowę. Podopieczni Pyrdoła wyszli na nią o wiele bardziej zmobilizowani. Już w 48 min blisko zaskoczenia Szymańskiego był Mączyński, ale golkiper Górnika nie popełnił już tego samego błędu i wybił piłkę na róg. W kolejnej akcji (51 min) blisko szczęścia mógł być Mięciel. Napastnik ŁKS nie trafił jednak w piłkę zacentrowaną przez Mączyńskiego. Mięciel jeszcze jedną okazję zmarnował w 57 min, ale uderzał z ostrego kąta. Za chwilę w polu karnym gości znalazł się mniej widoczny niż w ostatnim meczu Jakub Kosecki, lecz jego mocnego podania nie przecięli Bykowski z Mięcielem.
W tym momencie przewaga łodzian nie podlegała dyskusji, lecz podobnie jak w piątek brakowało pomysłu, jak rozmontować defensywę broniącego się przeciwnika. Nie udawało się to ani z gry, ani z rzutów wolnych - w 60 min tuż zza linii pola karnego w mur trafił Romańczuk, a w 64 min wprowadzony po przerwie Marcin Smolińsk uderzył tuż nad porzeczką.

Później emocje nieco opadły. Miejscowi kibice poderwali się jeszcze w 72 min, kiedy strzał Mateusza Piątkowskiego obronił Wyparło. I odetchnęli głęboko, gdy w 82 min uderzenie z bliska Rafała Kujawy obronił Szymański, a dobitka łódzkiego napastnika po rykoszecie wylądowała na bocznej siatce. W samej końcówce okazało się (ŁKS tracił wyraźnie siły), że to lider bardziej powinien cieszyć się z jednego punktu. W doliczonym czasie arbiter mógł bowiem podyktować rzut karny po ręce Kaczmarka, a Piątkowski pokonać Wyparłę. Na szczęście trafił w poprzeczkę...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany