"J***ć biedę". Wulgaryzmy powinny zniknąć z debaty publicznej. Niech wrócą pod budkę z piwem
Pan wspomniał o ośmiu gwiazdach i wiemy jaki wulgaryzm się pod tym kryje, tyle tylko, że to jest kod, nawet błyskotliwy. Tymczasem na fali olbrzymich protestów proaborcyjnych wypłynęło hasło dosłowne, kierowane pod adresem rządu PiS, czyli „wypierdalać”. Natychmiast trafiło na czołówki serwisów informacyjnych, ale i na profile nie tylko polityków opozycji, ale także ludzi nauki i kultury...
Ten wulgaryzm stał się hasłem politycznym i chodzi tu o proces odwrotny niż leksykalizacja. Jakieś słowo, które miało znaczenie przenośne, metaforyczne, konkretne, nagle wchodzi do powszechnego użycia i manifestuje się tam w sposób absolutnie pospolity. Natomiast w przypadku tego hasła mamy zmianę znaczenia, a nawet pola semantycznego i zmianę funkcji tego czasownika w bezokoliczniku. Ono normalnie w słowniku języka polskiego figurowałoby jako wulgarny czasownik „wypierdalać”, co znaczy „oddalić się, wynosić się”. Ale w tym momencie stał się czasownikiem o imperatywie politycznym. To jest manifestacja polityczna i w związku z tym przeniesieniem znaczenia, a ściślej przeniesieniem funkcji, stał się elementem retoryki, wyrażania skrajnej niechęci, czy nawet nienawiści do obozu Zjednoczonej Prawicy w tym przypadku. Na takiej zasadzie to hasło właśnie funkcjonuje.
CZYTAJ DALEJ >>>