Jak Jerzy Urban omal nie został prezydentem Łodzi
Do licytacji fotela prezydenta Łodzi Urban, wówczas odbierany jako pierwszy skandalista III RP, nie przystąpił jednak ze względu na sentyment do miasta urodzenia, bo tego nie miał w ogóle, ale po to, żeby zadrwić z Kropiwnickiego i to na oczach całej Polski. To była potworna wręcz ironia losu: znienawidzona przez opozycjonistów twarz reżimu PRL miałaby zastąpić - choć tylko na jeden dzień - Kropiwnickiego, który już w pierwszych dniach wprowadzenia stanu wojennego został skazany na 6 lat więzienia, a w peerelowskich więzieniach siedział do 1984 r., gdy Urban ze spokojem w telewizorach cynicznie okłamywał miliony Polaków. Dawni współpracownicy Kropiwnickiego wspominali, że "gdyby ta kreatura zastąpiła Kropę choć na jeden dzień, nie byłby to dla niego policzek, a upokorzenie i kompromitacja kojarzona z jego nazwiskiem i Łodzią przez cale lata". Tym bardziej, że Urban zapowiadał, iż nakaże Kropiwnickiemu noszenie za nim teczki z dziełami Lenina.