Dzieci wojny. Kilkanaście tysięcy najmłodszych Ukraińców szuka w regionie łódzkim pokoju. Jak im pomóc?
Dlatego teraz ukraińskie maluchy przysypiają w jadących przez Łódzkie pociągach, drzemią w ramionach rodziców, koczują na dworcach i pomieszkują u obcych ludzi. Jadą w zimowych kombinezonach, czapkach z pomponikami, z misiami lub króliczkami pod pachą.
Kombinezonik i pluszowego konika ma też czteroletnia Amina (na zdjęciu z rodziną), która trafiła na dworzec Łódź Fabryczna z mamą i trzema starszymi siostrami. Rodzina przyjechała znad Morza Czarnego, bez konkretnego planu nawet na najbliższe dni. - W Odessie zaczęli strzelać, mała pytała, co się dzieje. Wyjechałyśmy – mówi jej siostra 18-letnia Jarosława. Dziewczynkę bardo niepokoiły latające nisko samoloty i wybuchy. - Tłumaczyłyśmy jej, że samoloty w ten sposób salutują. Przed wojną w naszym rejonie też latało dużo maszyn. Więc chyba uwierzyła – mówi jej siostra.
CZYTAJ DALEJ>>>
.