- Nimi nikt się w zasdzie nie przejmował - mówi Andrzej, bezdomny, który mieszkał i pracował w tym domu jako wolontariusz. - Nie to, że byli głodzeni czy bici, ale też na jakąś przesadną opiekę nie mogli liczyć. Jak ktoś miał czas i akurat przechodził obok, to nakarmił zupą „alzheimerów”. Jak nie, to sami nie zjedli, bo ręka im latała i wszystko wylali. Jedzenie najczęściej mieli już zimne. Leki były, owszem, ale nie miał ich kto podawać. Jak się komuś przypomniało, to przeleciał się po salach i rozdał tabletki. Ale czy te właściwe i czy tym co trzeba, to już miałbym watpliwości. O higienę nie dbał nikt. Starzy mieli łazienki w pokojach, ale nie korzystali z nich, bo nie miał kto ich tam zaprowadzić...
Każdy pensjonariusz był na wagę złota, bo przynosił kasę - mówi jeden z byłych mieszkańców domu opieki w Zgierzu.
Nieco wyżej na drabinie stali bezdomni. Mieli osobne pokoje, a za swoje utrzymanie płacili pracą.
- Robiliśmy co kazał Marek N. - mówi Roman. - Najczęściej sprzątanie sal u dziadków, zmiana pościeli, mycie podłóg. To była paskudna robota, bo w strasznym smrodzie. Dziadki robiły pod siebie, w pościel też. Nieraz aż słabo się robiło, jak trzeba było to ruszać. Ich samych się wycierało mokrą ścierką czy ręcznikiem. Mycia raczej unikaliśmy, żeby się nie przeziębili. A poza tym komu chciałoby się szarpać? Nieraz taki „leżak“ ważył ze 100 kilo. Nie mieliśmy siły, a do pomocy nikogo nie było...
Jeszcze wyżej w hierarchii mieszkańców zgierskiej umie-ralni byli tacy, którzy płacili za swój pobyt. Kosztowało to od 1200 do 1500 złotych miesięcznie. Był w tym wikt i łóżko w pokoju 2-3 osobowym. Tzw. rezydenci nie musieli nic robić, ale z nudów też czasem pomagli, np. zamiatali obejście. Najwyżej, według naszych rozmówców, stali znajomi Marka N. Mieszkali za darmo i niczego im nie brakowało, ale... musieli być na zawołanie szefa.
- On był apodyktyczny, czasem wpadał w szał, darł się a potrafił i przyłożyć. Ludzie się go bali - mówią nasi rozmówcy.
- Ten dom to była doskonale działająca maszynka do robienia pieniędzy - opowiada Andrzej. - Jedzenie, pościel, leki - to wszystko pochodziło z darów. Marek N. nie zatrudniał pracowników, wszystko robili wolontariusze, czyli my, w zamian za dach nad głową. Za dziadków płaciły MOPS-y lub rodziny, mieli też emerytury, które trafiały na konto Marka N. On sam jeździł po okolicznych miejscowościach i szukał takich, którzy mogliby tu trafić. Nieraz przywoziły ich karetki, wprost ze szpitala. Wszyscy byli zadowoleni, szpitale pozbywały sie niewygodnych i nieuleczalnych pacjentów, a Marek N. miał dpoływ gotówki. Podobno takich domów posiadał kilka, nawet w Anglii.
- Nikt tu nikogo nie głodził, nie maltretował - wtrąca się inny mieszkaniec domu. -Każdy pensjonariusz był na wagę złota, bo przynosił kasę...
Wierzchołek góry lodowej?
Nielegalny przybytek zamknięto. Teraz okazuje się, że podobnych jest więcej...
Kiedy przestawić zegarki na czas zimowy 2016?
ŻYCZENIA NA OSIEMNASTKĘ
ŻYCZENIA NA 40 URODZINY
ŚREDNIA DŁUGOŚĆ PENISA...
Numery kierunkowe w Polsce
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Narożna przeszła poważną operację. Latami ukrywała dolegliwości po porodzie
- Dramat Roksany: przyleciała do teściowej WYNAJĘTYM helikopterem! Oszczędza na własny?
- Pazura wziął kolejny ślub poza granicami Polski. Nikt się tego po nim nie spodziewał
- Michał Szpak w prześwitującej spódnicy. Te widoki trudno zapomnieć