„Do lekarza weszłam z uśmiechniętym dzieckiem, a wyszłam z dzieckiem-rośliną”. Zabieg miał być formalnością
Amelia była wcześniakiem, ale mimo kłopotów bardzo szybko się rozwijała. Wszystko zmieniło się po szpitalnym zabiegu, który miał być formalnością. Dziś pięciolatka nie chodzi, nie mówi i wymaga całodobowej opieki.
Wodogłowie
Amelia po urodzeniu otrzymała 6 punktów w skali Apgar, jako wcześniak była pod stałą opieką specjalistów. Kiedy dziewczynka skończyła cztery miesiące, wykryto u niej wodogłowie. Mimo tego rozwijała się dobrze, szybko nadrobiła opóźnienia, wynikające z wcześniactwa. Nim skończyła rok, Amelka zaczęła chodzić i mówić pierwsze słowa. Z powodu wodogłowia dziewczynka musiała jednak przejść operację wstawienia zastawki i drenu do mózgu.
- Miałam duże zaufanie do lekarzy. Wchodziliśmy tam za rączkę, z uśmiechem na twarzy. To miała być wymiana drenów w zastawce, czyli zabieg, który przechodziliśmy już dwukrotnie – opowiada Martyna Śmietańska, matka dziewczynki.
Zabieg trwał dłużej niż poprzednie. Lekarze zapewniali matkę, że stan Amelii jest prawidłowy, tymczasem dziewczynka czuła się coraz gorzej. - Lekarz wyszedł, powiedział, że wszystko jest w porządku i mogę wejść do dziecka. Amelia wyglądała, jakby się nie wybudziła. Była nieprzytomna, jej oczy błądziły. Leżała i patrzyła w jeden punkt – opisuje pani Martyna.
Po trzech dniach wykonano badanie, które wykazało krwawienie do mózgu oraz krwiaka.
- Ciągle płakałam, a lekarze nie mówili nic. Dawali jej leki, kolejni lekarze przychodzili na konsultacje – opowiada matka Amelki.
Okazało się, że dren w głowie Amelki umieszczono zbyt głęboko. Konieczna była dodatkowa operacja, która została wykonana dopiero po kolejnych czterech dniach. - Nikt niczego mi nie tłumaczył, zostałam tylko skierowana do ośrodka rehabilitacji – mówi matka Amelii.
WIĘCEJ CZYTAJ NA KOLEJNYCH SLAJDACH