Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie wewnętrzne Andersa Breivika. Z chorych relacji z bliskimi zrodził się norweski potwór

Stefanie Marsh
Niemal cztery lata temu Anders Breivik dokonał w Oslo i na położonej niedaleko norweskiej stolicy wyspie największej masakry w powojennych dziejach tego kraju. Zamordował 77 osób. Jak z nieśmiałego chłopca zrodził się demon zła?

Więzienie Ila to nieco zdewastowana, położona na peryferiach Oslo budowla z lat 30. ubiegłego wieku. Swoim podniszczonym wyglądem niemal przeczy zamożności kraju, gdzie ją wzniesiono. W odizolowanym skrzydle przebywa tu mężczyzna z rzadziejącymi blond włosami. Wiek ponadśredni. Wysoki i piskliwy głos. Nos jeszcze jako nastolatek poddał operacji plastycznej. Ze zwykłej próżności. Dziś Anders Breivik planuje swoją wielką przyszłość. Myśli o sobie jako o jednym z najbardziej błyskotliwych intelektualistów tego świata.

Jego sposób bycia denerwuje i niepokoi klawiszy. Dlatego bardzo często się zmieniają. - Jak przeszedł urlop? - docieka uprzejmie Breivik. I za chwilę: "A dzieciaki?". W takich momentach klawisz często zaczyna myśleć o przeniesieniu.

Cztery lata temu 22 lipca 2011 r. 32-letni wówczas Breivik z zimną krwią zamordował razem 77 osób - większość ofiar stanowiły dzieci. Niektórym strzelał z bliskiej odległości prosto w twarz. Tragedia miała miejsce na małej wyspie Utoya. Ofiary znalazły się w potrzasku. Oprawca zabijał te, które próbowały ratować się ucieczką do wody. Wyciągał inne ukrywające się w różnych przypadkowych kryjówkach. Miał na sobie mundur policjanta. Obiecywał, że im pomoże. Po chwili padała seria z półautomatycznego glocka.

Myślałbyś, że odsiadujący wyrok 21 lat więzienia morderca nieustannie przeżywa nocne koszmary. Nic bardziej mylnego. Odczuwa dumę z tego, co zrobił. Przecież to - jego zdaniem - zapobiegawcza likwidacja kolejnego pokolenia lewicowych wrogów Norwegii. Na sam pomysł wpadł już rok wcześniej w małym pokoju gościnnym - jak mawiał: "do puszczania bąków" - mieszkania dzielonego wspólnie z matką.

Pod budynkiem rządowym w Oslo zdetonował samochód pułapkę. Zginęło osiem osób. Następnie na wyspie Utoya zabił 69 członków młodzieżówki norweskiej Partii Pracy. Według swojej własnej opinii dokonał "najbardziej wymyślnego i spektakularnego ataku w Europie od czasu zakończenia II wojny światowej". Gdy zatrzymała go policja oświadczył, że był to najgorszy dzień jego życia. - Niestety konieczny - dodał. Zachowywał się w sposób pretensjonalny i górnolotny.

Przed procesem badały go dwa zespoły psychiatrów sądowych. Pierwszy orzekł, że sprawca cierpi na schizofrenię paranoidalną. Nie może więc odpowiadać za swoje czyny. Drugi wydał mniej jasną diagnozę - była w niej mowa o narcystycznym zaburzeniu osobowości. Stwierdzał jednak, że może przebywać w więzieniu. Żadnego szpitala psychiatrycznego.

Przed ruszeniem do śmiertelnego ataku zakompleksiony Breivik zrobił sobie wiele zdjęć, które rozesłał do mediów

Pytanie brzmi, czy ten dziwaczny, pretensjonalny i zachowujący się jak robot człowiek jest zdrowy na umyśle, czy chory. Odpowiada na nie w swojej znakomitej wydanej w 2013 r. książce "En av oss: En Fortelling om Norge" (Jeden z nas. Masakra w Norwegii) norweska dziennikarka Asne Seierstad. Zgromadziła w niej wszystkie rozproszone szczegóły i dowodzi, że wydarzenia z 22 lipca 2011 r. nie wzięły się znikąd. W 2002 r. Seierstad wydała inną świetną pracę "Księgarz z Kabulu".

Z najnowszą książką dziennikarki "konkuruje" wydana w październiku 2014 praca ojca zbrodniarza Jensa Breivika "Min skyld? En fars historie" (Moja wina? Historia ojca). - Czy wciąż kocha syna? - zapytał go w wywiadzie jeden z dziennikarzy. Jednak po lekturze książki Asne Seierstad rozumiemy, że pytanie winno brzmieć, czy kiedykolwiek go kochał.

Dziennikarka dostrzega w Jensie człowieka zimnego, mającego trudności w relacjach z innymi ludźmi. Nieważne, czy będą to koledzy z norweskiej służby dyplomatycznej, czy członkowie własnej rodziny. Anders widział ojca po raz ostatni, gdy miał 15 lat. Zresztą wcześniej czy później Jens rozluźniał lub kończył kontakty z każdym ze swoich czworga dzieci.
Seierstad rozmawiała także z matką mordercy Wenche Behring. Rozmowa miała miejsce raptem trzy dni przed jej śmiercią na raka w marcu 2013 r. Behring mówiła w sposób bardziej otwarty niż kiedykolwiek przedtem. Być może bezwiednie ujawniała szczegóły swojej relacji z synem, które mogą dostarczać klucza do zrozumienia jego patologii.

Po rozwodzie z Jensem - Anders miał wtedy nieco ponad rok - to ona stała się głównym opiekunem Andersa. Nie przyszła na proces syna. W tym czasie z powodu załamania nerwowego, jakie przeszła tuż po jego aresztowaniu, przebywała w szpitalu psychiatrycznym. W sierpniu 2012 r., kilka tygodni po ogłoszeniu wyroku, znalazła się w szpitalu. Nowotwór.

W ostatnich latach życia Behring nie powiedziała o synu złego słowa. Przyjaciołom opisywała go jako cudownego człowieka, najlepiej pasującego do roboty w norweskim Czerwonym Krzyżu. Jednak gdy Anders był chłopcem, jej stosunek do niego był bardziej ambiwalentny.

- Wraz z dorastaniem Breivika dynamika relacji między tą dwójką ulegała zmianie - mówi Seierstad. Gdy płód znajdował się jeszcze w jej łonie, na poły żałowała, że zorientowała się zbyt późno, aby dokonać aborcji. Jeszcze jako niemowlaka lekami próbowała leczyć go z napadów złości, które widziała tylko ona sama. Matką i synem zainteresowała się opieka społeczna. W swojej książce dziennikarka przytacza obszerne fragmenty jej raportów. Wyłania się z nich obraz Wenche Behring jako osoby niestabilnej emocjonalnie. Podejrzewa się u niej pograniczne zaburzenie osobowości. Świadczyć o nim mają gwałtowne wahania uczuć w stosunku do dziecka - od widocznej miłości do odrazy. Słyszano, jak mówiła do Andersa: - Chciałabym, żebyś nie żył. Miejscowy psychiatra dziecięcy ostrzegał, że sytuacja trzyletniego wówczas chłopca jest groźna. "Istnieje ryzyko rozwoju u dziecka bardziej poważnych cech psychopatologicznych".

22 lipca 2011 r. policja pytała Behring o to, co jej syn zrobił na Utoya. Pierwsza reakcja? - Jak mógł mi to zrobić? Druga? - To niemal gorsze od bycia lesbijką czy gejem. To najgorsze, co może zdarzyć się człowiekowi. Co ludzie o mnie powiedzą?

17 lat wcześniej przyjaciel Andersa w końcu wyłożył mu to, co wszyscy w tym kręgu od dawna uznawali za oczywiste. - Anders, wyjdź wreszcie z szafy - powiedział do przyjaciela łagodnym głosem. W tym czasie jednak Breivik był już w trakcie procesu tworzenia takiej narracji na swój temat, która miała niewiele wspólnego z rzeczywistością. Chętnie opowiadał o prostytutkach. Narzekał, że feminizm rujnuje kobiety i pozbawia męskości takich mężczyzn jak on. Nie interesował się kobietami. Aż nagle poprzez ogłoszenia matrymonialne nawiązał kontakt listowny z pewną Ukrainką. Miała zostać jego żoną. Ale się z nią pokłócił. Do małżeństwa nigdy nie doszło.

Breivik, podobnie jak wielu Norwegów, kochał broń. Aby uzyskać na nią pozwolenie, zapisał się na lekcje strzelania

Tuż przed dokonaniem masakry na Utoya Breivik zrobił sobie pewną liczbę zdjęć z zamiarem rozesłania do mediów. Z jego dziennika dowiadujemy się, że przedtem skorzystał z solarium. Na fotografiach widzimy opalonego mężczyznę. Jest w mundurze wojskowym domowej roboty albo w kombinezonie nurka. Photoshop zrobił tu swoje. Wygląda, jakby właśnie wybierał się na bal przebierańców. Parodia męskości.

Również Jens uznawał swojego syna za życiowe rozczarowanie. Jeszcze przed tym zanim zupełnie zerwał z nim kontakty - doszło do tego, gdy Andersa po raz drugi aresztowano za akty wandalizmu - uznał go za młodzieńca leniwego i apatycznego. Ten stylizował się na artystę uprawiającego sztukę graffiti. Ostatni raz ojciec i syn rozmawiali z sobą przez telefon. Dzwonił Anders. Rozmowa skończyła się niczym. Breivik miał 26 lat. Następnego roku matka przekonała go, aby z nią zamieszkał.

Z Asne Seierstad spotykam się w Oslo. Mieszka w pięknym domu przy ulicy przechodzącej wprost w tą, przy której Breivik mieszkał jako dziecko. - Matka nie ma poczucia żadnych psychologicznych granic - opisuje Behring dziennikarka. Wychodzimy i podjeżdżamy pod blok mieszkalny przy głośnej drodze szybkiego ruchu Hoffsveien w dzielnicy Skoyen. - Tu w mieszkaniu na pierwszym piętrze przez pięć lat aż do czasu masakry Breivik mieszkał z matką - mówi dziennikarka. Na tym, co zapewne kiedyś stanowiło werandę, ktoś zostawił parę kul leczniczych.
W tego rodzaju blokach najczęściej mieszkają norwescy emeryci. Anders był tu zapewne jedynym młodzieńcem. Rzadko go jednak widywano, bo większość czasu spędzał przed komputerem, pisząc swoją "wielką książkę". Takimi słowami matka chełpiła się przed przyjaciółmi. Co jednak w swoim dzienniku pisał syn? Przykład: "Moją matkę, gdy miała 48 lat, partner zaraził opryszczką narządów płciowych. Teraz ma intelekt dziesięciolatki".

Sam rozkład mieszkania w jakimś sensie odzwierciedla patologię tej relacji. Jedna łazienka. Aby się do niej dostać, Anders musiał przechodzić przez sypialnię matki.

Gdy był mały, w domu wciąż panowała bardziej intymna atmosfera. Ale z dokumentacji prowadzonej przez opiekę społeczną wynika, że na zewnątrz Behring bez zahamowań rozprawiała o swoich seksualnych fantazjach. Robiła to w różnych miejscach. Choćby w przedszkolu syna. Seierstad mówi, że sąsiedzi matki chłopca z przekąsem patrzyli na liczbę mężczyzn odwiedzających ją po nocach. Czy jej płacili? Jedna z sąsiadek pamięta, jak jeszcze jako dziecko spotkała Behring. Ta powiedziała jej, że wzory geometryczne na zasłonach w jej sypialni wyglądają jak "pieprzący się ludzie".

W dzieciństwie Andersa odnajdujemy więcej takich trudnych i niepokojących opowieści. Matka skarży się pracownikowi, że pięciolatek w nocy przyciska się do niej i "dobiera". Opowiada o zabawie w rozbieranie. Kto pierwszy zdejmował ubranie? Wenche Behring zdarzały się okresy depresji, które niemal wytrącały ją z życia. Opieka poprosiła pewne mieszkając obok małżeństwo, aby zajmowało się chłopcem w czasie weekendów. Zrezygnowano, gdy matka poprosiła "weekendowego ojca", aby ten pozwolił synowi dotykać jego penisa, co miało sprzyjać rozwojowi seksualności chłopca. Na łożu śmierci Behring z naciskiem podkreślała w rozmowie z Seierstad, że sama była molestowana przez swoich braci. Kiedyś powiedziała jej: - To, co zdarzyło się z Andersem, z pewnością ma związek z moim dzieciństwem.

Tuż po tym, gdy dorosły już syn przeprowadził się do je mieszkania, matka rozstała się ze swoim długoletnim partnerem. Anders kupił jej... wibrator.

Początki obsesji i poczucia rozgoryczenia, które podsycą późniejszą decyzję o masakrze, sięgają okresu nastoletniego. Zawsze był denerwującym nastolatkiem. Nigdy nie miał dosyć. W wieku 18 lat wstąpił do prawicowej Partii Postępu. Nie zrobił kariery politycznej. Zaczął grać na giełdzie. Próbował też sprzedawać w sieci podrabiane dyplomy. Czuł się niespełniony, ale stąd daleko jeszcze do życiowej porażki. Miał pieniądze. Jednak gdy wprowadził się do matki, zaczął się proces degeneracji. Przestał uprawiać ćwiczenia fizyczne. Gry komputerowe stały się jego obsesją.

Sylwestra 2008 r. spędził przed monitorem, grając w "World of Warcraft". Stał się większym niż dotąd odludkiem. Wychodząc ze swojego pokoju, zasłaniał twarz dłońmi lub maską. Matka gotowała i sprzątała. Znacznie później powie policji, że już od 2010 r. widziała, że coś jest z nim nie tak. Bała się go. Przyrodnia siostra - odwiedził ją w Kalifornii - wiedziała o tym na długo przedtem. Napisała do matki, że Anders cały czas siedzi przed komputerem. Behring odpisała: - Jesteś po prostu zazdrosna.
Jakich pytań nigdy nie zadała synowi? Dlaczego w twoim pokoju leży półautomatyczny karabin Sturm Ruger? Co jest w paczkach, które odbierasz na poczcie? Skąd plecaki gruzu pod twoimi drzwiami?

W 2009 r. Anders zarejestrował firmę rolniczą Breivik Geofarm, co dawało mu dostęp do nawozów i innych materiałów potrzebnych do produkcji bomby. W październiku 2010 r. zaczął zamawiać je w internecie. Większość przychodziła właśnie we wspominanych paczkach. W aptekach Oslo kupował aspirynę. Całe kilogramy. Chodziło o wyizolowanie z niej kwasu acetylosalicylowego. W 2011 r. zamówił granaty dymne, magazynki do broni, tłumiki i system GPS. Do tego inne materiały. Matka wciąż nic nie widziała.
Mieszkańcy Oslo wyglądają na zdrowych i pozbawionych trosk. Są świetnie ubrani. W bogatej w ropę naftową Norwegii beztroskie pod względem materialnym dzieciństwo Andersa to norma. Co jest nie tak z tym krajem? Nic. Może tylko to, że posiadanie broni jest tu legalne. Aby uzyskać pozwolenie Breivik zapisał się na lekcje strzelania w Oslo. Seierstad udało się dotrzeć do jego jedynej byłej partnerki. Powiedziała, że uwielbiał rozprawiać o broni. Ale co w tym dziwnego? Wielu lubi.

We wczesnych latach Anders tylko dwukrotnie przejawił skłonność do używania przemocy. Jako chłopiec wysmarował kiedyś odbyt kota musztardą. Jako nie do końca świadomy swego okresu buntu nastolatek miał uderzyć w pierś dyrektora szkoły. Nie stanowił jednak aż na tyle dziwnego czy wyjątkowego źródła irytacji, by zwracać na siebie uwagę. Nazywał siebie metroseksualnym. W lecie używał samoopalacza. Nosił bieliznę wyszczuplającą. Dla rzadziejących włosów zamówił w USA specjalny środek Regine. Na siłowni - jest raczej drobnej budowy - wyciskał ciężary i eksperymentował ze sterydami. Przez chwilę uprawiał breakdance. Nawet poruszał się jak raperzy. Ludzie uważali go za człowieka denerwującego, bezmyślnego, miłego lub po prostu pustego.

Jedno jest pewne - odczuwał lęk przed kobietami. W swoim słynnym manifeście pisał, że po zaprowadzeniu nowego ładu to rozwiedzionym ojcom będzie przysługiwać opieka nad dziećmi. Matki zastępcze będą rodzić po dziesięcioro odpowiednio rasowych norweskich dzieci. Później je same zastąpią sztuczne macice. Gdy matka pytała go o jego własne dzieci, Anders odpowiadał, że pragnie mieć siódemkę.

Behring poznała przyszłego ojca Breivika w pralni bloku, w którym oboje wtedy mieszkali. Jens był rozwodnikiem. Miał troje dzieci. Ona sama miała córkę z mężczyzną, którego wyrzuciła ze swojego życia. Teraz znowu zaszła w ciążę. Wzięli z Jensem ślub. Wkrótce potem małżonek wyjechał do pracy na placówce dyplomatycznej w Londynie. Żona razem z córką i półrocznym Andersem przyjechała do niego na Boże Narodzenie. Nie podobało się jej. Wróciła do Norwegii i wystąpiła o rozwód. - Można współczuć mu jako dzieciakowi.

Behring była złą matką. Może to nie jej wina, ale nie dała mu opieki, jakiej potrzebuje dziecko - mówi Asne Seierstad.

Za swoje niewyobrażalne czyny Breivik dostał tylko 21 lat więzienia, najwyższą karę przewidzianą przez norweski kodeks karny. Może jednak zostać zatrzymany dłużej w izolacji, jeśli tak uzna sąd

Dwa lata później na temat Andersa wypowiadają się psychiatrzy. W raportach z tamtego okresu czytamy: "Cała rodzina cierpi z powodu wątłego pod względem psychologicznym funkcjonowania matki. Anders jest ofiarą jej projekcji dotyczących paranoidalnego, agresywnego i seksualnego lęku przed mężczyznami. Więź między chłopcem a matką jest patologiczna". Anders nie płakał, gdy go bolało. Brakowało mu spontaniczności i radości z życia.

Opieka społeczna sugerowała, aby zajęła się nim rodzina zastępcza. Pracujący wtedy w Paryżu Jens wyraził nawet chęć sprowadzenia chłopca do siebie, ale zrezygnował, gdy była żona zagroziła mu podjęciem kroków prawnych. Pewna przedszkolanka napisała niezwykle optymistyczny raport, że zachowanie Andersa uległo znaczącej poprawie. Okazało się, że była przyjaciółką Behring. Syn został przy matce. "Nie widzę w nim potwora. Widzę głęboko samotnego człowieka. Osobowość i skrajnie prawicowa ideologia łączą się tu w próbie ucieczki z jego własnego więzienia" - napisał w opinii dla sądu profesor psychiatrii Ulrik Fredrik Malt.

Zgadza się ona z tym, co dziś wiemy o wewnętrznym życiu Breivika. Pięciu psychiatrów uznało je za ciąg zawodów i porażek. On sam oczywiście nie zgadza się z takim zdaniem. - W całym moim życiu nikt nigdy mnie nie odrzucił - oświadczył przed sądem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Życie wewnętrzne Andersa Breivika. Z chorych relacji z bliskimi zrodził się norweski potwór - Portal i.pl

Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany