Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znów Visnakovs przesądził o wygranej Widzewa

Jan Hofman
Widzew, który miał być głównym kandydatem do spadku z piłkarskiej ekstraklasy, znów gra wszystkim fachowcom na nosie. Łodzianie wygrali drugi mecz z rzędu i po trzech kolejkach mają na koncie sześć punktów. Przypadek? Nie, znów widać doskonałą robotę trenerską Radosława Mroczkowskiego.

Kolejny raz widzewski szkoleniowiec musi od podstaw tworzyć drużynę na miarę walki w krajowej elicie. I wszystko wskazuje na to, że ta sztuka wychodzi mu i to całkiem nieźle. Oczywiście, snucie w tym przypadku wielkomocarstwowych planów byłoby ogromnym nadużyciem, ale trzeba docenić to, że Mroczkowski, w wydawałoby się beznadziejnej sytuacji (zakaz znaczących transferów i odejście wielu kluczowych do tej pory zawodników), potrafił zbudować zespół, który nie zna pojęcia kapitulacja, a walkę i ogromną ambicję ma we krwi.
Kolejny raz bohaterem widzewskiej drużyny został Eduards Visnakovs. Łotysz w drugiej kolejce ekstraklasy zdobył dwa gole w meczu z Zawiszą Bydgoszcz, a ten wyczyn powtórzył w sobotę w spotkaniu z Koroną Kielce i dzięki temu łodzianie ponownie zainkasowali trzy punkty.
Bez wątpienia ogromny wypływ na losy tego spotkania miała sytuacja z czwartej minuty. Akcję prawą stroną boiska zainicjował Tomasz Kowalski, który dokładnie zagrał piłkę do wybiegającego w okolice pola karnego Eduardsa Visnakovsa. Łotysz, widząc na przeciwległej stronie dobrze ustawionego Marcina Kaczmarka, natychmiast posłał do niego futbolówkę. I w tym momencie główną rolę akcji odegrał bramkarz Korony. Najwyraźniej Zbigniew Małkowski pomylił Marcina Kaczmarka z piłką i zamiast łapać futbolówkę, chwycił w ręce widzewskiego pomocnika, który w chwilę później leżał już na murawie. Sędzia ani przez moment nie miał wątpliwości, że zagranie golkipera kieleckiej drużyny nie było zgodne z przepisami. Z tego powodu kara była w dwójnasób dotkliwa. Arbiter zarządził rzut karny dla Widzewa, a ponadto za niezgodne z przepisami zatrzymanie zawodnika, wychodzącego na czystą pozycję, Małkowski został ukarany czerwoną kartką.

Między słupkami stanął Ołeksij Szłakotin, a do wykonania jedenastki szykował się już Visnakovs. Widzewiak silnie uderzył w prawy róg, ale rezerwowy bramkarz Korony wyczuł jego intencje i był bliski wybicia piłki. Ostatecznie jednak gospodarze mogli się cieszyć z bramki.
Jednak szybko zdobyty gol, dotkliwy upał i świadomość, że ma się na boisku jednego zawodnika więcej sprawiły, że łodzianom wyraźnie opadła adrenalina, co widocznie przełożyło się na ich poczynania na boisku. Widzewiacy stracili wigor, a ich akcje nie miały odpowiedniej dynamiki. Nie ma się zatem co dziwić, że z murawy wiało nudą. Kolejną ciekawą akcję gospodarzy odnotowaliśmy dopiero w 25 minucie. Na silne uderzenie z dystansu zdecydował się Kaczmarek, lecz piłkę zdołał odbić obrońca Korony i skończyło się na rzucie rożnym dla podopiecznych Mroczkowskiego. Kiedy wydawało się, że pierwsza część spotkania zakończy się prowadzeniem łodzian, goście w ostatniej minucie doliczonego czasu wykonywali rzut wolny. Silnym uderzeniem z trzydziestu metrów popisał się Paweł Golański. Piłka wylądowała w siatce, ale nie bez winy Macieja Mielcarza, który wyraźnie dał się zaskoczyć.

Początek drugiej części spotkania to nieznaczna przewaga kielczan. Goście, choć grali w osłabieniu, to jednak dzięki większemu doświadczeniu zdołali narzucić widzewiakom własny rytm gry. Bardzo groźnie pod bramką Mielcarza było w 60 minucie. Po dośrodkowaniu Daniela Gołębiewskiego, piłka trafiła do Vlastymira Jovanovicia, ale na szczęście dla łodzian jego strzał nie był celny, toteż piłka o centymetry minęła bramkę gospodarzy. Zawodnik Korony jeszcze długo po tym fakcie trzymał się za głowę, żałując niewykorzystanej sytuacji. Podobnie było w przypadku Golańskiego, który w 73 minucie wykonywał rzut wolny. Piłka po jego silnym uderzeniu trafiła w słupek widzewskiej bramki.
W końcówce spotkania kibice nie mogli narzekać na brak emocji.W 78 minucie Widzew przeprowadził ładną akcję. Veljko Bartović precyzyjnie podał przed pole karne do Visnakovsa, a ten ze stoickim spokojem wymanewrował trzech obrońców Korony i pięknym precyzyjnym strzałem umieścił piłkę w siatce (odbiła się jeszcze od słupka).
Łotysz w ostatniej minucie spotkania miał szansę na uzyskanie hat tricka. Koszmarny błąd popełnił Paweł Sobolewski, który wyłożył piłkę prosto pod nogi widzewiaka. Visnakovs natychmiast ruszył do przodu, wpadł w pole karne i miał przed sobą tylko bramkarza Korony. Próba lobowania golkipera nie była udana, bowiem piłka nie wylądowała w siatce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany