Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zginęła z rąk mordercy, gdy wracała ze studenckiej wycieczki. Tajemnica morderstwa sprzed lat

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
Studentka Politechniki Łódzkiej została zamordowana w kamienicy przy al. 1 Maja
Studentka Politechniki Łódzkiej została zamordowana w kamienicy przy al. 1 Maja Grzegorz Gałasiński
Życie Kamili zakończyło się nagle, na schodach kamienicy przy al. 1 Maja. Studentka zginęła od ciosów nożem, które zadał jej przypadkowo spotkany mężczyzna. Czy był nim Edward F.?

Tragiczna historia Kamili ma swój początek w piątek, 8 maja, 1970 roku. Akurat w całym kraju ludzie świętują imieniny Stanisława. Dochodzi godzina 23.00 Kamila wraca do domu z dwudniowej, studenckiej wycieczki. Kamila powoli zbliża się do końca studiów. Jest na piątym roku Wydziału Mechanicznego Politechniki Łódzkiej. Po dwudniowym wyjeździe spieszy się do domu. Razem z mężem, asystentem na jej uczelni, wynajmują mieszkanie w oficynie kamienicy przy al. 1 Maja 23...

Nagle mieszkańcy domu słyszą przeraźliwy krzyk kobiety, która wzywa pomocy. Dozorczyni wyjrzała nawet przez okno. Zobaczyła tylko mężczyznę, który wychodził z klatki, przeszedł przez podwórko i zniknął w bramie.

CZYTAJ INNE ARTYKUŁY

Drzwi w końcu otworzył jeden z lokatorów. Jak podają w swojej książce „Pitaval łódzki” Jarosław Warzecha i Adam Antczak, był to Andrzej M. Usłyszał pukanie do drzwi. Gdy je uchylił, zobaczył zakrwawioną dziewczynę. Słaniała się na nogach. Ostatkiem sił doszła do kuchni. Usiadła na stołku. On pobiegł dzwonić po pogotowie i milicję. Dziewczyną zajęła się żona. Ułożyła ją na podłodze, ale jeszcze przed przyjazdem pogotowia dziewczyna umarła. Milicjanci, którzy przyjechali na al. 1 Maja zobaczyli zakrwawioną dziewczynę leżącą na podłodze.

- Znaleziono też torebkę ofiary. A w niej 600 złotych, zegarek, bransoletkę, pierścionek. To świadczyło, że zbrodnia nie miała charakteru rabunkowego. Milicjanci zaczęli szukać mordercy i jednocześnie motywu zabójstwa. Szybko ustalono, że Kamila od dwóch lat była mężatką. Jej małżeństwo uchodziło za szczęśliwe. Dziewczyna była bardzo dobrą studentką, uprawiała pływanie. Nie miała wrogów - wyjaśniają autorzy „Pitavala łódzkiego”.

CZYTAJ INNE ARTYKUŁY

Szybko sprawdzono też wszystkich uczestników wycieczki, z którymi była Kamila. Wykluczono, że ktoś z nikt mógł być sprawcą zbrodni. Jedna z mieszkanek kamienicy zeznała milicjantom, że około 23 czytała książkę, gdy usłyszała jak ktoś przekręca zamek we drzwiach. Gdy do nich doszła zobaczyła przesuniętą zasuwę, choć zapewniała, że tego nie zrobiła.

Mijały miesiące, a śledztwo w sprawie zabójstwa Kamili stało w miejscu. Tak było do października 1970 roku. Wtedy to zatrzymano 24-letniego Edwarda F. Na początku nikt nie przypuszczał, że może on mieć coś wspólnego z zabójstwem. Milicjanci zatrzymali go, bo znęcał się nad żoną. Nie było to pierwsze zatrzymanie. Do mieszkania Edwarda przy al. Kościuszki często zaglądali milicjanci. Do awantur byli też przyzwyczajeni sąsiedzi. Wiedzieli, że po pijanemu wybija szyby w domu.

Duchy w Łodzi i województwie łódzkim. Sprawdź, gdzie straszy! [ZDJĘCIA]

Edward F. pochodził z robotniczej rodziny. Ojciec był elektrykiem. Matka zajmowała się domem. Razem z babcią mieszkali w tej samej kamienicy co syn, tylko piętro wyżej. Edward uczył się przez dwa lata w dwuletniej zawodówce, ale rzucił szkołę i pojechał na Dolny Śląsk. Zaczął chodzić do szkoły górniczej. Ale badania wykazały, że ręka, którą przed laty złamał, nie pozwala mu pracować w kopalni. Usunięto go ze szkoły. On w zemście włamał się do szkolnego budynku i podpalił szafkę z dokumentami. Skazano go za to na rok więzienia. Milicjanci ustalili też, że jako młody, 17-letni chłopak, miał sprawę za gwałt na nieletniej dziewczynie.

Edward pracował w Łódzkim Przedsiębiorstwie Budownictwa Uprzemysłowionego. Był uważany za bardzo dobrego, sumiennego pracownika. Należał do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Płacił regularnie składki organizacji partyjnej, nie opuszczał zebrań. Był też honorowym dawcą krwi, jednym z najlepszych w województwie.

- Do 1970 roku oddał 8 litrów krwi - piszą w swojej książce Jarosław Warzecha i Adam Antczak. Od czterech lat był żonaty, miał dwoje dzieci.

Wróćmy do zatrzymania Edwarda 5 października 1970 roku.

Milicjanci przeglądając jego kartotekę zaczęli się zastanawiać, czy nie mógł być on zabójcą Kamili. W tej sprawie liczył się przecież każdy ślad... Edward wszystkiemu zaprzeczał. Podawał alibi. Został jednak aresztowany. 3 listopada zeznaje, że zabił Kamilę.

Opowiada, że 8 maja pracował na popołudniowej zmianie. Miał wyjść z pracy o 21.00, ale skończył ją już o 17.00. Jeden z kolegów obchodził imieniny. Było przecież Stanisława. Zebrali się z kilkunastoma kolegami i uczcili solenizanta wypiwszy 20 litrów bimbru. Około 21.00 poszedł w stronę domu. Najpierw zajrzał do rodziców. Pokręcił się chwilę i zszedł na dół, do żony. Był porządnie pijany, bo do mieszkania sprowadzała go babcia. W domu poleżał trochę na kanapie. Ale chciał się jeszcze napić. Zszedł do pobliskiego baru „Smakosz”. Był już zamknięty. Wsiadł w tramwaj i dojechał do rogu ul. Obrońców Stalingradu (dziś Legionów) i Cmentarnej. Udał się w kierunku ul. Żeromskiego. Liczył, że tam będzie otwarta restauracja. Jednak nie wpuszczono go do środka. Postanowił wrócić do domu. W okolicach ul. Więckowskiego spotkał pijanego mężczyznę. Szybko doszli do porozumienia. Nowy kumpel miał przynieść pół litra. Wypili go na małym skwerku.

Opuszczone samochody na ulicach Łodzi. Większość to nie stare wraki, są niezłe marki: BMW, Subaru, mercedesy... [ZDJĘCIA]

Podeszło do nich dwóch młodych chłopaków. Jeden miał nosić pseudonim „Rudy”, a drugi „Siwy”. Szukali zaczepki. W końcu jeden uderzył Edwarda. Doszło do bójki. Nagle ktoś krzyknął, że zbliżają się milicjanci. Zaczęli uciekać. Edward uciekł w kierunku al. 1 Maja. Miał wejść do bramy pod numerem 25, ale tam stała jakaś para. Wszedł więc do sąsiedniej. Tam zaczął wycierać zakrwawioną twarz. Nagle usłyszał kroki, wszedł do oficyny, schował się na trzecim piętrze.

- Zacząłem schodzić naprzeciw idącej osoby - zeznawał w czasie śledztwa Edward F. - Na wysokości drugiego piętra zobaczyłem idącą w moim kierunku kobietę w okularach. Kobieta na mój widok - w dalszym ciągu nos mi krwawił - krzyknęła: O Boże! O Jezu! Ludzie! Coś powiedziałem tej kobiecie, by nie krzyczała, a chwilę później zauważyłem, że leży ona na podeście zbroczona krwią. Jednocześnie stwierdziłem, że w ręku posiadam nóż, który kilka dni wcześniej zabrałem z domu do pracy w celu naostrzenia.

Potem wybiegł z kamienicy i pobiegł w kierunku Cmentarza Starego. W jednym z grobowców ukrył nóż. Usnął pod murem cmentarnym. Gdy się obudził, wrócił do domu. Gdy czytał komunikaty o zabójstwie Kamili pomyślał, że może on jest zabójcą. Nawet kilka razy odwiedził kamienicę przy al. 1 Maja 23, by się upewnić. W lipcu o tym, że może być mordercą powiedział żonie, ale ta nie uwierzyła. Żona w zeznaniach potwierdziła jego słowa. Choć mu nie wierzyła, zapytała Edwarda, dlaczego to zrobił. Mąż odpowiedział: Organizacja mi kazała.

Milicjanci znaleźli w jednym z grobowców nóż, którym zabita została Kamila. Edward stanął przed sądem. Jak donosił „Dziennik Łódzki” z kwietnia 1971 roku, oskarżony odwołał swoje zeznanie. Stwierdził, że nie był w oficynie kamienicy przy al. 1 Maja 23. Wszedł tylko do bramy. Tam się przewrócił. Gdy z niej wyszedł, zatrzymał auto i pojechał do teściów, do Łęczycy. O zabójstwie przeczytał w gazetach. Powiedział żonie, że jest mordercą, by ją nastraszyć. A oskarżył się, bo podejrzewała go o ciągłe romanse. W ten sposób chciał uratować swoje małżeństwo.

CZYTAJ INNE ARTYKUŁY

- Teraz pogodziłem się z żoną i nie będę odpowiadał za cudze czyny - zeznawał przed sądem.

Edwarda pogrążył jednak kolega, z którym przebywał na badaniach psychiatrycznych. Miał się mu chwalić, że w dniu zabójstwa pił wódkę, a potem poszedł za jakąś dziewczyną, bo miała pierścionki i zegarek. Na schodach ją uderzył, ale nie zdążył niczego zabrać, bo otworzyły się drzwi. Wydać go miała żona, która o wszystkim doniosła milicji. Jednocześnie koledzy Edwarda z pracy przyznawali, że lubił fantazjować.

Prokurator żądał dla Edwarda F. kary śmierci.

Sąd uznał go winnym, ale okazał się bardziej łaskawy. Skazał go na 25 lat pozbawienia wolności. Może wziął pod uwagę to, że był honorowym krwiodawcą i przykładnym członkiem partii? A może to nie on jednak był zabójcą? Gdyby wtedy można było badać DNA, to dzisiaj nie pozostałby nawet cień wątpliwości...

Zabijali z zimną krwią. Polityków, dzieci, taksówkarzy, fabrykantów. Jak doszło do najbardziej znanych zbrodni o których mówiła cała Polska?

Afera łowców skór w Łodzi, dzieci w beczkach, czy zabójstwo ...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Zginęła z rąk mordercy, gdy wracała ze studenckiej wycieczki. Tajemnica morderstwa sprzed lat - Dziennik Łódzki

Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany