Ze zdjęć wynika, że osoba, która fotografowała, mogła swobodnie poruszać się po terenie o ograniczonym dostępie. Zdjęć jest więcej niż na blogu rosyjskiego internauty. Tym razem publikacja jest też bardziej drastyczna, ponieważ fotografie otwierają się wraz ze stronami zawierającymi treści pornograficzne.
Bloger pisze po polsku, że żałuje, iż nie zamieścił tych zdjęć wcześniej. Nie podaje, jakie jest ich źródło.
Rosyjski bloger Anton Sizych powiedział z kolei Polskiemu Radiu, że zdjęcia, które umieścił na swoim blogu - o sprawie informowano we wtorek - dostał od blogerki Tatiany Karacuby, ona zaś od anonimowego źródła na Krymie.
Anton Sizych nie boi się odpowiedzialności za rozpowszechnianie fotografii w internecie. - Jeśli żadna z instytucji biorąca udział w operacji ratowniczej nie przyznaje, że to są jej fotografie, to nie ma ani w Polsce ani w Rosji takiego prawa, żeby karać za zdjęcia, które są niczyje - tłumaczy Sizych.
Dodaje, że najlepszym uczczeniem pamięci ofiar smoleńskiej katastrofy będzie ustalenie prawdy o przyczynach ich śmierci. Podtrzymuje swoją opinię, że fotografie są dowodami na to, iż katastrofę upozorowano.
Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej zapowiedział, że ustali, skąd w internecie wzięły się fotografie ofiar katastrofy smoleńskiej. Rzecznik tej instytucji Władimir Markin zapewnił, że nie pochodzą one z akt śledztwa smoleńskiego. Sprawę, na prośbę polskiego ABW, bada również Federalna Służba Bezpieczeństwa.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Tamara Arciuch pokazała syna. Znacie go z telewizji, choć bardzo się zmienił [FOTO]
- Niespodziewane problemy u Cichopek i Kurzajewskiego. Poprosili o pomoc ekspertkę
- Prawda o tajemniczym związku Janiaka właśnie wyszła na jaw! Nikt tego nie wiedział
- Legenda Perfectu w domu opieki. Nie ma środków na utrzymanie