43-letni Daniel N. odpowiada za usiłowanie zabójstwa. Nie przyznaje się do winy i twierdzi, że był to nieszczęśliwy wypadek. W piątek przed Sądem Okręgowym w Opolu ruszył proces.
WIĘCEJ ZDJĘĆ (uwaga drastyczne) I INFORMACJI - KLIKNIJ DALEJ
Do zdarzenia doszło w Strzelcach Opolskich. Zdaniem prokuratury Daniel N., chcąc zabić swoją żonę, zaatakował ją rozbitą butelką i ciął po twarzy oraz szyi. Mężczyzna miał też grozić 32-latce śmiercią.
>>>
Proces ruszył w piątek (6.03.2020). Obrońca oskarżonego chciał, by toczył się on z wyłączeniem jawności, ale sąd nie zgodził się na to. Daniel N. nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Chciał natomiast odpowiedzieć na pytania sądu oraz swojego prawnika.
Para spotkała się w 2012 roku i po kilku miesiącach wzięła ślub. Katarzyna miała już wtedy dwóch synów z poprzedniego związku. Dwa lata później urodziła im się córeczka. Katarzyna twierdzi, że mąż był o nią zazdrosny. Pracował za granicą, ale na weekendy przyjeżdżał do domu.
- W przeddzień tego zdarzenia syn poszedł z nim na basen. Po powrocie powiedział mi, że tata wynajął detektywa i wie, że bawiłam się na weselu mojej przyjaciółki, które odbyło się krótko przed tą rozmową, z jakimś panem - zeznawała przed sądem.
KLIKNIJ DALEJ >>>
Daniel N. spędził noc poza domem. Twierdzi, że spał w garażu. O poranku Katarzyna usłyszała kroki na korytarzu. Była przekonana, że obudziła się jej 5-letnia wówczas córka.
- Zobaczyłam mojego męża i zapytałam, co on tu robi. Nie dokończyłam nawet, a on wbił mi potłuczoną butelkę w szyję - relacjonowała z z trudem powstrzymując łzy. - Złapałam go za ręce i za tę potłuczoną butelkę, bo bałam się, że wbije mi ją głębiej. Wciągnęłam go do łazienki, żeby dzieci tego nie widziały. Stwierdził, że mam z nim nie pogrywać i odwołać sprawę rozwodową. Prosiłam, żeby przestał, bo zaraz obudzi się nasza córeczka i zobaczy pełno krwi, martwą matkę i ojca mordercę...
Z relacji kobiety wynika, że sprawcę spłoszył jej 12-letni wówczas syn, który zaczął pukać w okno łazienki i krzyczeć, że policja już jedzie. - Wtedy mąż wstał i zabrał ze sobą tę butelkę. Na odchodne powiedział, że jeśli dziś przeżyłam, to on przyjdzie jutro i dokończy to, co zaczął - opowiadała. - Mój syn, widząc w jakim jestem stanie, pobiegł po pomoc do sąsiadów.
CO SIĘ DOKŁADNIE WYDARZYŁO? KLIKNIJ DALEJ