Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wystarczy, że solidniej popada... Dlaczego wtedy zalewa Łódź?

Bogdan Dmochowski
Jezioro na Dworcu Fabrycznym, pędzące ulicami potoki deszczówki, alarm powodziowy w tramwajach, dziesiątki, jeśli nie setki zalanych niemal po kierownice samochodów, tysiące niedoszłych topielców na ulicach - ten apokaliptyczny obraz miasta po nawałnicy, jaka 11 maja zaatakowała Łódź i ogromne połacie województwa - niestety może się wkrótce powtórzyć.

Cztery wiadra na metr

Miłosz Wika, rzecznik Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Łodzi, nie przeczy, że burza sprzed dwóch tygodni to był istny dopust boży. Taka ulewa zdarza się raz na kilka lat.

- Nasi pracownicy usuwali najdotkliwsze skutki burzy odpiątku do niedzieli. Były miejsca w Łodzi, gdzie spadło ponad czterdzieści litrów na metr kwadratowy, czyli po cztery wiadra deszczówki na każdy metr. Kanalizacja pracowała pod takim naporem burzowej fali, że ponad dwadzieścia pokryw włazów woda wyrzuciła na ulice. Działaliśmy w systemie alarmowym, po mieście krążyły samochody pogotowia kanalizacyjnego i pracownicy usuwali rozlewiska. Na kratki wpustów deszczówka naniosła śmieci, torby foliowe oraz świeżo skoszoną trawę. Na powierzchni powstały rozlewiska. Wszystkich wpustów ulicznych jest blisko 20 tysięcy i nie możemy być wszędzie. Stąd nasze prośby i apele do administratorów budynków: gdy kratka przed ich posesją jest przykryta na przykład liśćmi, należy taki zator usunąć. ZWiK odpowiada zasprawność ponad 200 wpustów ulicznych. Są one w najbardziej zalewowych miejscach w Łodzi. To są naturalne zagłębienia terenu: ulice pod wiaduktami, dawne doliny rzek. Większości płynących kiedyś przez centrum miasta strug już nie ma lub zostały ukryte pod ziemią. Ale rzeki - jak mówimy - mają pamięć i gdy jest na przykład urwanie chmury, potoki wody kierują się ku dawnym dolinom. Tak jest między innymi u zbiegu ulic: Zgierska - Dolna (dolina rzeki Bałutki), Zgierska - Park Julianowski (Sokołówka), Zachodnia przyparku „Śledzia”, al. Piłsudskiego przy Wodnej, Fabryczna, Tymienieckiego przy Kilińskiego (Lamus), Kilińskiego przy Dąbrowskiego (Dąbrówka).

Flądrą, kijem i granatem

W internecie krąży obrazek z ostatniej łódzkiej burzy: starszy pan przepycha kratkę ściekową... kijem od szczotki. Pod nim - prześmiewcze komentarze internautów. Miłosz Wika nie pochwala ich kpiarskiego tonu.

- Nie należy się śmiać z osób stosujących tę metodę, która podczas ulewnych okresów jest skuteczna, o czym młodzi ludzie nie wiedzą, bo to stare dzieje - domyśla się rzecznik ZWiK. I dodaje:

- Dziś do udrażniania kanałów ściekowych i deszczowych oraz czyszczenia osadników ulicznych wpustów ZWIK ma osiem specjalistycznych samochodów. Na końcu węża jest specjalna dysza, przez którą podaje się wodę pod ciśnieniem 200 barów. Taki silny strumień wody skutecznie usuwa wszelkie zatory w kanałach. Drugim wężem odsysane są nieczystości. Są dysze zwane „flądrą” do czyszczenia rur o przekroju od piętnastu do sześćdziesięciu centymetrów i grubsze, zwane „granatami” i „bombami”, dousuwania luźnych osadów. Z kolei samochody do czyszczenia znajdujących się podziemią osadników wpustów ulicznych wyposażone są w pompy próżniowe. Zasysają z podziemnych osadników zgromadzone tam nieczystości, piasek, kamienie.

Tajemniczy świat Lindleya

„Flądra”, kij od szczotki czy „granat” - ani to, ani dużo więcej, zdałoby się na nic w pamiętną burzę 11 maja, gdyby Sir William Heerlein Lindley nie opracował i nie wdrożył wizjonerskiego projektu kanalizacji dla Łodzi. To jego ceglane kanały z kłopotami, ale skutecznie trzymają w ryzach nawiedzające nas co i rusz potopy. Lindley wymyślił też tak zwane „przelewy burzowe”. Jest ich pod ziemią 18. To nimi nadmiar deszczówki z miejskich kanałów przelewa się do podziemnych łódzkich rzek. Przelewy to łódzkie „zawory bezpieczeństwa”, którymi skutecznie odprowadzana jest woda z gęsto zabudowanego śródmieścia.

Historia ta zaczęła się właśnie w maju, ale 1925 roku. Obok Dworca Kaliskiego, przy zbiegu ul. Karolewskiej i al. Unii zebrały się tłumy ciekawskich, by świadkować wmurowaniu tablicy upamiętniającej rozpoczęcie budowy kanalizacji w Łodzi. Od tego wydarzenia minęło 98 lat.

Tuż przed wyryciem pierwszego, wyłożonego czerwoną cegłą, tunelu tej podziemnej magistrali, „Express Ilustrowany” pisał:

„Wraz z nastaniem wieczoru atmosfera łódzka przesyca się straszliwymi wyziewami z dołów biologicznych. (…) Łódź podczas ulewy jest istotnym obrazem rozpaczy i nędzy. Takiego błota lepkiego i grząskiego nie można chyba znaleźć w całej Europie (...)”

Były też doniesienia o śmiertelnych ofiarach:

„Przed trzema dniami znaleźli tragiczną śmierć w dole biologicznym trzej ludzie, którzy pospieszyli na ratunek tonącemu w straszliwym bagnie nieczystości ślusarzowi, ofierze tej nieostrożności”.

Heroiczna wręcz praca naddogonieniem pod względem kanalizacji dużych europejskich miast (w Łodzi już wtedy było 500 tys. mieszkańców) trwała kilkadziesiąt lat.

Sieć kanałów tworzy obecnie wraz z wodociągami podziemny labirynt o łącznej długości 2.000 kilometrów. Jego budowniczowie natrafiali na szczątki wymarłych zwierząt - kieł mamuta i czaszkę tura. Znaleziska przepadły. Kanałom nic złego się nie stało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany