Wpadł 27-letni diler i... plantator. Policjanci zlikwidowali plantację marihuany

Policjanci uzyskali informację, że mężczyzna posiada przy sobie narkotyki. Zaczaili się na niego w ostatni piątek w okolicy wejścia do budynku. Około godz. 12.30, podejrzany przyszedł do domu, funkcjonariusze postanowili wtedy interweniować.
Gdy weszli na klatkę schodową okazało się doszło do zwarcia instalacji elektrycznej doprowadzającej prąd do mieszkania, w którym przebywał podejrzany.
- Przewody przy liczniku iskrzyły i czuć było swąd spalenizny - mówi st. asp. Radosław Gwis z KWP w Łodzi. - Policjanci zaczęli dobijać się do mieszkania ale nikt nie otwierał. W obawie o zdrowie podejrzanego wyważyli drzwi od mieszkania i weszli do środka.
Mężczyzna był cały zdrowy. Podczas rozmowy jeden z policjantów wyczuł w powietrzu charakterystyczny zapach marihuany. Gdy zaczął się rozglądać zobaczył też leżącą na podłodze torebkę z suszem z konopnym oraz gruby kabel elektryczny przechodzący przez ścianę do sąsiedniego mieszkania. Policjanci poprosili 27-latka o otworzenie drzwi do sąsiedniego lokalu. Ponieważ ten zarzekał się, że nie ma do niego kluczy wyważyli kolejne drzwi.
- W środku, na podłodze znajdowała się plantacja konopi indyjskich - mówi st. asp. Radosław Gwis. - Rośliny o wysokości 60 cm rosły w 43 doniczkach. Policjanci znaleźli też torbę, w której było 648 g amfetaminy.
27-latek został zatrzymany. Dzień później usłyszał zarzut posiadania i uprawy znacznej ilości środków odurzających. Grozi mu do 10 lat więzienia. Mężczyzna był już notowany za posiadanie narkotyków.