Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Widzewiacy znów zawiedli swych fanów

Jan Hofman
Łódzka inauguracja pierwszoligowego sezonu miała pokazać, że Widzew to silna drużyna z ogromnymi aspiracjami, która przebojem powróci do ekstraklasy. Niestety, sobotni mecz z Dolcanem każe weryfikować wcześniejsze oczekiwania wobec łodzian.

Łodzianie zawiedli, a patrząc na ich przeciętność i ogromny smutek w grze trudno oczekiwać, by szybko powrócili do krajowej elity. Po prostu drużyna bez entuzjazmu, radości i ogromnego zaangażowania w każdy mecz nie może tego dokonać, to jest ponad jej siły, ale także i możliwości.
Smutne jest to, że działaczom i trenerowi, choć mieli dużo czasu, nie udało się zbudować drużyny, która mogłaby błyszczeć, dawać radość kibicom, a co najważniejsze – zwyciężać na pierwszoligowych boiskach.
W tej chwili Widzew to przeciętny zespół, który ma ogromne problemy z zaprezentowaniem piłkarskich walorów, które gwarantowałyby odnoszenie sukcesów. W drużynie nie ma lidera, który byłby w stanie aranżować grę, narzucić swój styl prowadzenia ataku. Widzew to zlepek piłkarzy, którzy mają nikłe pojęcie o taktyce i zawodowym futbolu. Z tego powodu większość akcji łodzian jest przypadkowa, rwana i najzwyczajniej w świecie chaotyczna. To się nie może podobać kibicom. Zresztą fani w trakcie meczu, a także po jego zakończeniu, dali wyraźnie do zrozumienia, co sądzą o postawie drużyny (ze względu na nieparlamentarne określenia nie możemy ich cytować). Wypada mieć nadzieję, że te gorzkie słowa zburzą błogi nastrój działaczy i pokażą trenerowi, że nie tędy droga. Ta sytuacja wymaga radykalnych działań, jeśli w Widzewie chcą coś w tym sezonie zwojować. W innym wypadku należy wyłożyć fanom kawę na ławę i bez ściemniania zadeklarować, że w tych rozgrywkach środek tabeli będzie szczytem marzeń sterników klubu z al. Piłsudskiego. Tego wymaga przyzwoitość wobec ludzi, którzy wydają własne pieniądze na bilety, uprawniające do wejścia na stadion Widzewa.

Wróćmy jednak do spotkania. Początek to wyraźna przewaga gości, raz po raz konstruujących ciekawe akcje, po których było gorąco na przedpolu Macieja Krakowiaka. W 6 minucie po główce Grzegorza Piesia piłka trafiła w poprzeczkę widzewskiej bramki. W kolejnej akcji przypomniał się łódzkim kibicom Patryk Mikita, który oddał silny, ale niecelny strzał.
Jednak w 21 minucie Mikita był już znacznie bardziej precyzyjny. Po rzucie wolnym, wykonywanym z lewej strony boiska, pikę wybił jeden z łódzkich obrońców. Futbolówka trafiła pod nogi byłego widzewiaka, a ten silnym strzałem zapewnił Dolcanowi prowadzenie. Mało brakowało, aby dwie minuty później goście prowadzili 2:0. Kamil Mazek, który najpierw łatwo ograł Wołodymira Pidwirnego, był sam na sam z Krakowiakiem, ale nie zdołał trafić do siatki.
Wreszcie w 31 na widzewskich trybunach zapanowała radość. Gospodarze wykonywali rzut rożny. Dawid Kwiek dokładnie zagrał na głowę Pidwirnego, ale bramkarz Dolcanu zdołał odbić piłkę. Jeden z obrońców gości próbował wyekspediować ją w pole, ale trafił w wystawioną nogę Rafała Augustyniaka i po chwili piłka wylądowała w siatce.

Ten fakt podziałał mobilizująco na widzewiaków, którzy z większą pasją ruszyli na bramkę strzeżoną przez Mateusza Kryczka. Dobre okazje mieli Piotr Mroziński i Mateusz Broź. Niestety, łodzianom wyraźnie brakowało precyzji.
Początek drugiej części spotkania był nudny. Piłkarze obydwu zespołów nie potrafili stworzyć akcji, która zelektryzowała by widzów. Emocjonująco na boiski zrobiło się dopiero w ostatnim kwadransie. Najpierw Krakowiaka próbował pokonać Mazek, lecz miał problemy z celnością i piłka poleciała wysoko nad poprzeczką. Po chwili sam na sam z bramkarzem Widzewa był Damian Świerblewski, ale Krakowiak popisał się skuteczną interwencją.
Łodzianie natychmiast ruszyli do kontry, ale bramkową sytuację koncertowo zaprzepaścił Eduards Visnakovs. W kolejnej akcji znów groźnie było na przedpolu gospodarzy. Jednak i tym razem Świerblewski nie zdołał trafić do siatki.
W 76 minucie Widzew stał przed szansą zdobycia zwycięskiego gola. Strzał Krystiana Nowaka zdołał obronić bramkarz Dolkanu. Mateusz Kryczka był także górą przy dobitce łódzkiego obrońcy. W końcówce nieskuteczni byli też Kwiek, Wrzesiński i Kozłowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany