Widzew. To nie był udany rok klubu z al. Piłsudskiego

Pozostał niesmak

Ktoś może rzec, dlaczego się czepiamy, skoro zespół w 2020 roku awansował do pierwszej ligi. Taki był plan i przecież udało się go wykonać.

Owszem, ale okoliczności awansu wywołały niesmak u zdecydowanej większości fanów futbolowej drużyny z al. Piłsudskiego.

Awans nie był bezpośrednią zasługą widzewiaków, pomogli im rywale. Piłkarze ówczesnego trenera Marcina Kaczmarka przegrali w ostatniej kolejce 0:1 ze Zniczem Pruszków, ale goniący ich w tabeli zawodnicy GKS Katowice swojego meczu także nie zdołali wygrać - zremisowali 1:1 z Resovią.

Wszyscy byli zgodni, że wywalczenie bezpośredniego awansu do I ligi należało traktować w kategorii cudu. Łodzianie w ostatnich sześciu spotkaniach sezonu drugiej ligi grali tak, że można było odnieść wrażenie, iż nie chcą awansować - wygrali tylko raz!

Zbigniew Boniek napisał na Twitterze: „No cóż, Widzew Łódź awansuje, ale w sposób bardzo wstydliwy. Słabo to wyglądało”.

Nie można pominąć milczeniem zachowania chuliganów przebranych w widzewskie barwy. Ci sfrustrowani i mocno rozgoryczeni po ostatnim meczu sezonu wpadli na murawę. Zabrali piłkarzom koszulki, wygrażali im oraz uderzyli w twarz Adama Radwańskiego i Roberta Prochownika.

Prezes do wymiany

Prezes Martyna Pajączek zwolniła Marcina Kaczmarka i zatrudniła Albańczyka z polskim paszportem Enkeleida Dobiego. Trudno tę roszadę zaliczyć do udanych decyzji sterniczki Widzewa. Łódzki klub po rundzie jesiennej (rozegrał piętnaście spotkań) zajmuje trzynaste miejsce w tabeli. Bez wątpienia ta pozycja nikogo z widzewskiej społeczności nie satysfakcjonuje.

Potwierdza to decyzja rady nadzorczej, która uznała, że misja Pajączek w Widzewie nie była udana i podjęła decyzję o odwołaniu jej z funkcji prezesa zarządu.