Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Widzew - Legia 0:1. Walczyli, ale znów przegrali

Jan Hofman
Gdyby kierować się wyłącznie osiągnięciami drużyn i wielkością klubowych budżetów, to niedzielna porażka łodzian, targanych finansowymi problemami z zamożnym mistrzem Polski i uczestnikiem rozgrywek Ligi Europy nie powinna nikogo specjalnie dziwić. A jednak...

Łodzianie mieli szansę na wywalczenie znacznie korzystniejszego wyniku na stadionie przy al. Piłsudskiego. Tak słabej Legii już dawno nie było w Łodzi, toteż widzewiacy długimi momentami prowadzili wyrównany bój. Co jednak przesądziło o tym, że ostatecznie zeszli z boiska pokonani? Chwila dekoncentracji i brak wartościowych dublerów. Każdy zawodnik, który pojawił się na boisku, nie wnosił nowej jakości do gry. Z drugiej jednak strony nie ma się co dziwić, bo drużynę budowano na miarę finansowych możliwości. A że one były, delikatnie mówiąc, odstające od wymogów ekstraklasy, toteż piłkarze, którzy trafili do Widzewa mają ogromne problemy, aby skutecznie walczyć w krajowej elicie. I trzeba uczciwie przyznać, że to nie ich wina, że ktoś każe im grać w najwyższej polskiej klasie rozgrywkowej.

Widzew - Legia. Doping kibiców-FILM

Oczywiście gospodarzom nie można odmówić ambicji, zaangażowania, determinacji i waleczności. To sprawiło, że przez znaczną część niedzielnego spotkania trudno było wskazać, który zespół myśli rozpaczliwie wyłącznie o przedłużeniu bytu w ekstraklasie, a który jest mistrzem Polski i reprezentuje nasz kraj w europejskich pucharach. Wystarczy powiedzieć, że goście pierwszy celny strzał oddali dopiero po dwóch kwadransach gry. W pole karne wpadł Michał Kucharczyk, ale jego silny strzał zdołał doskonale obronić Maciej Mielcarz. Tym samym widzewski bramkarz zrehabilitował się za sytuację z jedenastej minuty, kiedy to omal nie stworzył Legii idealnej okazji do zdobycia gola. Mielcarz niepewnie interweniował po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Dominika Furmana, ale szybko zdołał złapać piłkę i uprzedził Władimira Dwaliszwilego.
Kilka minut później łodzianie mieli okazję do zdobycia gola. Najpierw silne uderzenie Krystiana Nowaka na raty obronił Wojciech Skaba, a po chwili piłka strzelona przez Princewilla Okachiego przeleciała nad poprzeczką.
W 35 minucie potężnym uderzeniem z woleja popisał się Tomasz Brzyski, ale na szczęście dla łodzian piłka minimalnie minęła prawy słupek bramki gospodarzy. Niebawem wynik meczu mógł zmienić Helio Pinto. Portugalczyk znalazł się w polu karnym, po wyrzucie z autu Brzyskiego, lecz jego mocny strzał z problemami, ale obronił Mielcarz. Łodzianie mieli jeszcze bramkową sytuację po rodzinnej akcji braci Visnakovsów. Z prawej strony dośrodkowywał Aleksejs, ale główka Eduardsa była minimalnie niecelna. Na trybunach żałowano tej sytuacji, bo mógłby paść piękny gol.

W drugiej części spotkania Widzew nadal nie zamierzał ustępować pola Legii i z pasją atakował. Veljko Batrović mocno strzelił lewą nogą zza linii szesnastego metra, jednak Wojciech Skaba z najwyższym trudem wybił piłkę na rzut rożny. Nie gorszy był Mielcarz, który w 52 minucie dobrze obronił rzut wolny wykonywany przez Dominika Furmana.
Jednak siedem minut później nie zdołał uratować swojej drużyny przed utratą gola. A wszystko zaczęło się od sytuacji przy prawej stronie pola karnego widzewiaków. Jakub Kosecki podał na skrzydło do Tomasza Brzyskiego. Piłki, choć miał ją u nóg, nie zdołał przejąć Batrović. Brzyski wykorzystał gafę widzewiaka i celnie dośrodkował do niepilnowanego w polu karnym Tomasza Jodłowca, a ten mocną główką zmusił do kapitulacji bramkarza Widzewa.
Stracona bramka nie podcięła skrzydeł łodzianom. Gospodarze starali się atakować, by odrobić straty. Najpierw Batrović groźnie strzelał z dystansu, a Skaba z wielkim trudem zdołał obronić.
Kwadrans przed końcem spotkania łodzianom nie dopisało szczęście. Po rzucie rożnym piłka trafiła do Princewilla Okachiego, ale po jego woleju trafiła w słupek bramki Legii.

W doliczonym czasie Alen Melunović popisał się silnym uderzeniem z blisko czterdziestu metrów. Piłka zmierzała w okolice spojenia słupka z poprzeczką, lecz cofający się w pośpiechu bramkarz Legii z ogromnym trudem złapał ją.
Część widzewskich kibiców była przekonana, że uczynił to już za linią kończącą boisko i dlatego swój gniew skierowała przeciwko sędziemu. Wydaje się, że akurat w tym konkretnym przypadku niesłusznie.

Widzew - Legia Warszawa 0:1 (0:0)
0:1 – Jodłowiec (59, głową).
Żółte kartki: Batrović, Bartkowski (Widzew), Rzeźniczak, Furman (Legia).
Sędziował Bartosz Frankowski (Toruń). Widzów 8 000.

Widzew: Mielcarz - Stępiński, Lafrance, Perez, Bartkowski - Rybicki, Nowak (72, Melunović), Okachi, Batrović (83, Alex Bruno), A. Visnakovs - E. Visnakovs.
Legia: Skaba - Bereszyński, Rzeźniczak, Dossa Junior (46, Ojamaa), Brzyski - Kucharczyk, Jodłowiec, Furman, Pinto (86, Kopczyński), Kosecki (83, Wawrzyniak) - Dwaliszwili.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany