W Manufakturze odbywa się największy w Polsce zlot aut elektrycznych. ZDJĘCIA

W sobotnie popołudnie na Rynku Manufaktury zaroiło się od samochodów z zielonymi tablicami. Taki kolor blach oznacza, że pojazd jest napędzany silnikiem elektrycznym. Nie emituje spalin, nie wymaga ropy naftowej, nie trzeba w nim zmieniać oleju, bo go tam po prostu nie ma. Wymaga jednak ładowania prądem i to jest największym wyzwaniem dla właścicieli „EV”, czyli aut elektrycznych.

– Nigdy bym się nie przesiadł z powrotem na samochód spalinowy – mówi Remigiusz Krzyżaniak, który na zlot przyjechał najnowszym modelem elektrycznej Kii. – Jazda tym autem to przyjemność, zasięg baterii wystarcza na pokonanie ok. 400 km, a koszty nie przekraczają 20 złotych za 100 kilometrów. I to korzystając z komercyjnych stacji ładowania, bo jeśli mamy w domu fotowoltaikę i własny prąd, to „elektrykiem” można po prostu jeździć za darmo.

Swojego Fiata 500 napędzanego prądem zachwala także Dominik Buda. Auto kupił korzystając z rządowej dopłaty, dzięki czemu elektryczny fiat prosto z salonu kosztował go ok. 80 tysięcy złotych.

– To autko jest szczególnie ekonomiczne w mieście, gdzie pali w granicach 12 kilowatogodzin na 100 kilometrów. Jest bardzo dynamiczne, ruszam z reguły spod świateł jako pierwszy. Byliśmy całą rodziną tym samochodem na wakacjach i bez problemu udało nam się dojechać nawet w odległe zakątki. Choć przyznam, zasięg na jednym ładowaniu nie jest najwyższy, bo wynosi w granicach 170 km. Za to ładowanie trwa krótko.

Zwolenników samochodów elektrycznych przybywa, a przekonują ich niskie koszty eksploatacji. Nie tylko prąd jest znacznie tańszy niż benzyna, ale także utrzymanie auta nie nastręcza wydatków Przeglądy są rzadziej ich koszt jest niższy, auto posiada o 60 procent mniej części ruchomych niż niż w przypadku samochodów spalinowych. Niestety zakup „elektryka” jest droższy.