Na głowie miał czerwony kask, a na plecach przyczepioną do kurtki białą poszewkę od poduszki na, której napisał swoje imię i nazwisko oraz adres.
- Wsadzili do więzienia moją lekarkę, a to złota kobieta była - opowiada pan Zbigniew. - Żądam, żeby ją wypuścili, inni lekarze nie są tacy dobrzy jak ona.
Łodzianin przyznaje, że leczył się psychiatrycznie w szpitalu im. Babińskiego, jednak przerwał leczenie. Jest świadomy, że powinien dalej brać leki, ale jak mówi, nie stać go na nie.
Utrzymuje się ze zbierania puszek i makulatury. Jego zdaniem, gdyby lekarka, której imię i nazwisko wypisał na transparencie wróciłaby do pracy, on sam znów podjąłby leczenie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?