W Gdyni z całą pewnością można się pokusić o zwycięstwo

Dwukrotni mistrzowie Polski zajmują ostatnie miejsce w tabeli i stoją pod sportową ścianą. To jest przecież naprawdę ostatni moment, żeby podjąć rękawice i przynajmniej spróbować powalczyć o przedłużenie nadziei na utrzymanie się w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Arka plasuje się na czternastej pozycji i ma obecnie nad prowadzonym przez trenera Kazimierza Moskala zespołem osiem punktów przewagi.

Zarówno łodzianie, jak i gdynianie mają spore problemy ze zdobywaniem goli. Jedynie Korona Kielce strzeliła mniej bramek od nich (zaledwie dwanaście). ŁKS ma na koncie 21 trafień, podczas gdy Arka 20. W czołówce najskuteczniejszych snajperów ekstraklasy próżno szukać zawodników obu tych drużyn. Z aktualnie występujących w nich graczy najwyżej jest Maciej Jankowski z Arki (pięć goli). W ŁKS cztery bramki strzelił Łukasz Sekulski, który ostatnio nie gra.

- Nadzieję mamy, nadzieja nie umiera. Będziemy walczyć. Myślę, że i zespół, i ja jesteśmy tak ambitni, że nie odpuścimy - mówi Moskal.

W sezonie 2019/2020 Arka doznała nad Bałtykiem trzech porażek (0:1 z Legią Warszawa, 0:1 z Cracovią Kraków i 0:3 z Jagiellonią Białystok). Stadion w Gdyni nie jest więc twierdzą nie do zdobycia.

W niedzielne popołudnie najważniejszy będzie wynik. W jesiennym meczu w Łodzi (1:4) teoretycznie to ŁKS przeważał (miał bowiem blisko 60-procentowe posiadanie piłki). Cóż jednak z tego?